Drzwi domu pogrzebowego na Wojskowych Powązkach, gdzie o godz. 14 rozpoczął się pogrzeb Daniela Passenta, zostały otwarte kwadrans wcześniej. Do szarego budynku w ciszy weszło kilkadziesiąt osób. Nieliczni zdecydowali się zostać na zewnątrz, słuchając ceremonii z głośników. Niemal nikt nie miał ze sobą kwiatów, zgodnie z wolą rodziny zmarłego, która zamiast tego poprosiła o datki na rzecz fundacji OKO.press. Można ją wesprzeć również elektronicznie:
92 1160 2202 0000 0003 0434 1595
Fundacja Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO
ul. Madalińskiego 67B/38
02-549 Warszawa
Jeszcze przed ceremonią przestrzeń domu pogrzebowego wypełniły subtelne dźwięki saksofonu i gitary. Początek uroczystości wyznaczył odczyt wiersza Krzysztofa Cezarego Buszmana „Czy będą o nas pamiętali?”. Żegnaliśmy dziś przede wszystkim męża, tatę, ojczyma, dziadka i choć ten dzień wpisze się w nasze serca jako ból i cierpienie, jest też czasem niezwykle istotnym, choćby dla rodziny. Następnie odczytano skrawki wiersza napisanego dla Daniela Passenta. Mówiono o wartościach zmarłego: rodzinie, pracy, domu.
Ostatnie słowa, jakie wypowiedział do córki Agaty, brzmiały: opiekuj się Martą.
W ostatnich latach wiele szczęścia sprawiał mu kontakt z najmłodszym wnuczkiem, Antosiem. Żywym srebrem. A dom Daniela i Marty to nie tylko rodzina, ale też przyjaciele i przyjaciółki. Był lojalnym przyjacielem, lubił bywać w gościach i podejmował gości u siebie przy wsparciu żony. Uważał, że zawód dziennikarza jest niewiele wart, teksty są ulotne jak motyle. Imponowały mu koleżanki naukowczynie, medyczki i pisarki. Był ambitny. Dzieci nauczył szanować przeciwników i znosić porażki. Jego postawa będzie dla nich drogowskazem. To, co najlepsze, już się wydarzyło w życiu Pana Daniela, ale pamięć o nim będzie w nas zawsze.
Marian Turski: Znaliśmy się z Dankiem 65 lat
Na uroczystości przemawiał jako pierwszy Marian Turski: – Kiedy siedziałem tu przed chwilą, uświadomiłem sobie nagle, że za miesiąc, za dwa upłynie 65 lat od czasu, kiedy poznałem Danka. 65 lat – kawał czasu. 65 lat – w takim czasie ludzie nawet sobie bliscy mają okresy zbliżenia i oddalenia. Poglądów zgodnych i sporów, intensywnego spotykania się i sporadycznego. Opowiem o kilku epizodach naszej znajomości.
Poznałem Danka, można powiedzieć, przez przypadek i za pośrednictwem. Na przełomie 1956 i 1957 r., kiedy były te wielkie spory ideowe, odbyła się w klubie „Po Prostu” dyskusja nad książką Brandysa, która nam imponowała. Tam zobaczyłem mówcę, dryblasa. Podszedłem do niego i powiedziałem: proszę pana, mówi pan mądrze, ale i głupio.
Spotkaliśmy się na herbacie. To był Andrzej Krzysztof Wróblewski. Niebawem zaczął pracować w „Sztandarze Młodych”, którego byłem naczelnym. A po miesiącu przyszedł do mnie i zarekomendował młodego, zdolnego dziennikarza. To był Danek. Przyjąłem go do pracy i zaczął od działu miejskiego.
Po pewnym czasie przeszedłem do „Polityki”, a wraz ze mną m.in. Daniel Passent. I wtedy nastąpiła jak meteor sprawa Eichmanna. Danek na niej wyrósł i my na niej wyrośliśmy. Zostałem ostatnio zapytany, czy na tej sprawie „Polityka” się uwiarygodniła. Stwierdziłem, że nie, że już wtedy miała swoją wiarygodność. Mimo to mieliśmy niski nakład, ok. 50 tys. egzemplarzy. Dzięki energii, którą wniósł Danek, mogliśmy wzrosnąć. Dzięki Dankowi gazeta przeszła z jakości w ilość.
To, co teraz powiem, mówię po raz pierwszy. Przychodzi mi to z trudem. Do tej pory – połowy lat 60. – uchodziłem w redakcji za mentora młodych. Pewnego dnia poskromiłem swoją dumę i umówiłem się z Dankiem: poradź mi coś, mówiłem. Mam pomysł, ideę, a gdy siadam do pisania, mam kłopoty, nic nie mogę napisać. Tobie idzie to tak łatwo. „Wbrew pozorom, powiedział, nie idzie mi łatwo. Powiem ci, co robię, gdy mam problem. Siadam na godzinę, dwie i biorę tekst z wielkiej literatury”. Zastanawiam się, czy do końca tak robił.
Danek często dzwonił do mnie, żeby pytać: kogo sugerujesz mi do tematu? I żeby koniecznie była to kobieta, zaznaczał.
Proszę państwa, przyjaciele. Ponuro dookoła, ludzie giną, bezprawie hasa, bardziej niż kiedykolwiek człowiek dzisiaj odczuwa potrzebę indywidualnej przyjaźni. Odczuwa potrzebę mądrej rady. Danku, brak Ciebie na te czasy. Nigdy nie zapomnę Ci tego, z jaką czułością zwracałeś się do mojej córki. Nie zapomnę Ci też, że w rocznicę śmierci mojej żony zawsze się tu zjawiałeś i przychodziłeś na jej grób. Dziękuję Ci – zakończył swoje przemówienie Marian Turski.
Jerzy Baczyński: Daniel Passent był „Polityką”
Następnie przemawiał redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński. – Daniel był kimś więcej niż dziennikarzem „Polityki”. On był „Polityką”. Gdy przyszedłem do „Polityki” w połowie lat 80., jak wielu czułem respekt do Daniela. Dzięki jego łagodności szybko udało nam się stworzyć zespół, który tak jak dzisiaj jest trzypokoleniowy. Pozwólcie państwo, że zacznę od tego, co mnie dodatkowo poruszyło w tych dniach. Wczoraj oglądałem wielokrotnie scenę, jak rosyjska rakieta uderza w ukraińskie lotnisko w mieście, w którym Daniel się urodził na dwa lata przed wojną. Pomyślałem, że to jest pewna klamra jego życia – to miasto było atakowane zarówno przy jego narodzinach, jak i przy jego śmierci.
Zawsze myślałem, że Daniel przez całe życie uciekał od wojny. Tym, co łączy jego felietonistykę, jest umiarkowanie – zawsze uważał, że ciepła woda w kranie jest lepsza niż krew na ulicach. Zawsze był uczulony na radykalizację, bezkompromisowość. Mimo że umiał być złośliwy i pryncypialny. Sam mówił kiedyś, że nie byłoby Passenta bez „Polityki”. My dodajemy: nie byłoby „Polityki” bez Passenta. Zawsze do nas wracał.
Daniel z całym jego doświadczeniem potrzebował stałego miejsca w życiu i „Polityka” takim miejscem dla niego była. Nie byłoby „Polityki” bez Passenta. Marian przypomniał ten zwrotny moment w życiu pisma – pamiętniki Eichmanna. Ja przypomnę też niezliczoną liczbę wywiadów, analiz i felietonów. Najwybitniejszych w dziejach pisma.
Odnalazł się też w świecie nowych mediów. Prowadził bloga, ponad półtora tysiąca wpisów do dziś. Felietonów było tyle, że gdybyśmy chcieli je wydać dzisiaj jako dzieła zebrane, byłoby ze 30 tomów. Jego ostatni felieton ukazał się już w tym roku. Wiedzieliśmy, że chorował. Mieliśmy nadzieję, że wróci, on też to zapowiadał na blogu. Ale stało się, jak wiemy.
Daniel jest i był legendą „Polityki” dla kolejnych pokoleń dziennikarzy. Autorytetem, a przy tym człowiekiem życzliwym. Jeżeli można powiedzieć o kimś „człowiek z klasą”, do niego te słowa pasują najbardziej.
Myśle, że my, jego przyjaciele i miliony czytelników, musimy mu podziękować, że swoim talentem tak hojnie się z nami dzielił. Bez niego „Polityka” zawsze będzie gazetą Daniela Passenta – zakończył redaktor naczelny naszego tygodnika.
– Razem z Panem Danielem każdemu z nas umarł trochę świat – mówił prowadzący ceremonię. – I choć każdy z was przychodzi tu z własnym bólem, to ufam, że więcej w was jest wdzięczności niż bólu. Za to, kim był Pan Daniel. Za chwilę zagra muzyka, nikt nic nie będzie mówił. Zajrzyjcie do swoich serc i w ciszy powiedzcie, co mu zawdzięczacie. I powiedzcie: dziękuję. Po tych słowach znów rozbrzmiały dźwięki saksofonu i gitary. Asysta pogrzebowa podjęła urnę z prochami Daniela Passenta. Zebrani, których liczba od początku ceremonii zwielokrotniła się, odprowadzili Zmarłego w jego ostatnią podróż.
– I tak ziemska droga Pana Daniela dobiegła końca – powiedział nad grobem prowadzący. – Ale on dalej będzie żył w waszej pamięci. I, przede wszystkim, w tekstach.
Daniel Passent. Cesarz felietonu
Daniel Passent zmarł w poniedziałek 14 lutego 2022 r. Urodził się w Stanisławowie 28 kwietnia 1938 r. w żydowskiej rodzinie, był ukrywany w czasie wojny. Jego rodzice zginęli w 1944 r.
Przez całe życie był związany z „Polityką”, uważany za jednego z najwybitniejszych polskich felietonistów, jednego z ostatnich, którzy umiejętnie łączyli styl publicystyczny i literacki. Ale miał swoje miejsce także w internecie i był do niego mocno przywiązany. „En Passant”, prowadzony od 2006 r., to jeden z najstarszych blogów politycznych w kraju. Z córką Agatą Passent, dziennikarką, autorką książek i bloga „Jakoś to nie będzie”, Daniel Passent prowadził podkast „Mój pierwszy raz”. Od 2012 r. miał też swoją autorską audycję w Radiu TOK FM.
Na początku dziennikarskiej drogi Daniel Passent publikował na łamach „Sztandaru Młodych”, debiutując w wieku 18 lat. Pisał też dla kabaretów Dudek i Pod Egidą. Pierwszy tekst w „Polityce” – pod słynnym tytułem „Czy ekonometria jest nauką burżuazyjną” – ukazał się w 1958 r. A już w 1961 r. z pomocą zaprzyjaźnionego niemieckiego antyfaszysty Thomasa Harlana zdobył dzienniki Adolfa Eichmanna, które „Polityka” opublikowała jako jeden z dwu tytułów na świecie. I sam ruszył w świat. W latach 1962–63 Daniel Passent był stypendystą w Princeton, w latach 1980–81 na Harvardzie, a potem (1990–94) był redaktorem wydawanych w Bostonie „World Papers”, dodatku o sprawach międzynarodowych dołączanego do ponad 20 pism w różnych krajach. W 1997 został ambasadorem Polski w Chile, do którego chętnie wracał w swoich tekstach. „Żeglowałem po morzach i oceanach, ale moim portem macierzystym była i jest POLITYKA”, pisał w 2018 r. I dodał: „To tutaj, w POLITYCE, spełniło się moje marzenie, żeby zostać felietonistą. Boy, Słonimski, Kisielewski, KTT, Urban, Hamilton (Słojewski) – to byli mistrzowie gatunku. Chciałem znaleźć się wśród nich”.
Opublikował kilkanaście książek, a wśród nich takie jak: „Bywalec”, „Bitwa pod wersalikami”, „Obywatelu, nie denerwujcie się”, „Co dzień wojna” (reportaże z wojny wietnamskiej), „Pan Bóg przyjechał do Monachium” (relacje z igrzysk 1972), „Rozbieram senatora” (relacje z USA), „Dzisiaj umrą dwie osoby”, „To jest moja gra” (o tenisie – sam grał i był kibicem), „Choroba dyplomatyczna” (wspomnienia z Chile), „Codziennik” (osobiste notatki z 2005 r.), „Passa” (wywiad rzeka poprowadzony przez Jana Ordyńskiego).
Ostatnia książka, „W 80 lat dookoła Polski” (2018), to wybór jego tekstów stanowiących podsumowanie dziennikarskiego dorobku, ale i skrupulatny zapis najnowszych polskich dziejów. „Był Passent przez wszystkie lata uprawiania swego ironicznego i złośliwego pisarstwa krytykowany, pomawiany, atakowany z każdej politycznej i ideologicznej strony. Z tego zbioru da się odczytać dlaczego” – pisał redaktor naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński. I dodał: „Regularne przyjmowanie jego felietonów ułatwia powrót do równowagi, a dawka książkowa może nawet działać jak szczepionka”.
Książka ukazała się w 80. urodziny Daniela Passenta. Pisaliśmy wtedy z lekkim przymrużeniem oka : „Wiadomość, że Daniel Passent kończy 80 lat, rozeszła się po Polsce lotem błyskawicy, wywołała powszechne niedowierzanie i szybko została uznana za tzw. fake news. Istotnie, zarówno wygląd zewnętrzny felietonisty POLITYKI, jak i młodzieńcza dezynwoltura jego tekstów wydają się wykluczać, iż mógłby osiągnąć jakiś wiek kojarzony z dojrzałością. Jednakże sam Daniel Passent z wielką uporczywością powtarzał informację o swoich urodzinach; co więcej, dodawał, że w kwietniu 2018 r. upływa też 60. rocznica jego debiutu w POLITYCE. Dawało to w sumie jubileusz 140-lecia, a nad taką datą trudno już przejść do porządku dziennego”.
Prywatnie był mężem Marty Dobromirskiej-Passent, mieszkali razem na warszawskim Żoliborzu. Przed laty związany z poetką Agnieszką Osiecką. Daniel Passent został odznaczony m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1997), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Złotym Krzyżem Zasługi.
Przeczytaj: Czytelnicy, słuchacze i przyjaciele wspominają Daniela Passenta