Nasz rozmówca zwraca uwagę na jeden zapis w ustawie o NBP, który przesądza sprawę: – Stanowi on, że po wygaśnięciu sześcioletniej kadencji prezes NBP pełni obowiązki aż do czasu wyboru przez Sejm jego następcy. Jestem przekonany, że Andrzej Duda uprze się na tego prezesa, nawet jeśli Jarosław Kaczyński zmieni co do niego zdanie, bo będzie potrzebował wskazać winnego drożyzny i nie będzie chciał, żeby PiS znów go wybrał.
28 stycznia szef gabinetu prezydenta Paweł Szrot poinformował, że Andrzej Duda zgłosił kandydaturę Adama Glapińskiego na drugą kadencję prezesa NBP. Wniosek w tej sprawie trafił już do marszałek Sejmu. Kadencja Glapińskiego kończy się 21 czerwca. Prezes NBP jest powoływany na sześć lat przez Sejm na wniosek prezydenta, ta sama osoba może być prezesem banku centralnego dwukrotnie.
Czytaj też: Klapa Glapińskiego?
Kaczyński jeszcze popiera Glapińskiego
Teraz jeszcze prezes NBP może liczyć na Jarosława Kaczyńskiego. Pod koniec ubiegłego roku prezes PiS dopytywany przez dziennikarzy Interii, czy Adam Glapiński powinien pozostać na stanowisku, odpowiedział: „W moim przekonaniu tak, ale to decyzja prezydenta, a nie moja”. Jeśli jednak prezes uzna, że to Glapiński odpowiada za szybki wzrost inflacji, a drożyzna będzie wpływać na notowania partii, to obecny szef NBP może stracić jego zaufanie.
Jeśli prezes PiS zmieni zdanie i nie da mu poparcia, to taki spór i tak automatycznie przedłużyłby kadencję prezesa NBP. – Tak jak to było z wyborem następcy Adama Bodnara, tylko z tą znaczącą różnicą, że prezydent nie będzie chciał ustąpić i nie zgłosi nowego kandydata – twierdzi nasz rozmówca z okolic PiS. Jeśli tak będzie, to Glapiński może dotrwać w fotelu prezesa przynajmniej do wyboru następcy Andrzeja Dudy, czyli do 2025 r. Byłby już wówczas na półmetku drugiej kadencji prezesa NBP.
Glapiński bywa u Dudy
Adam Glapiński ma bardzo dobre relacje z Andrzejem Dudą. Osoba, która zna Glapińskiego od lat, ocenia, że już dawno trafnie zinterpretował to, kto przesądzi o jego losie.
I to procentuje. Na początku listopada ubiegłego roku szef banku centralnego został nagrodzony przez Andrzeja Dudę Specjalną Nagrodą Gospodarczą Prezydenta RP. „To wspaniały gest prezydenta, doceniający tę pracę, którą na początku kryzysu musieliśmy wszyscy wykonać. Ten kontakt z prezydentem był ciągły, (…) bo się baliśmy różnych rzeczy, które trudno było przewidzieć, jak się rozwiną” – mówił Glapiński w TVN24. Kiedy prezydent go nagradzał, magazyn „Global Finance”, który co roku publikuje ranking prezesów banków centralnych na świecie, zaliczył Glapińskiego do najgorszych bankierów w Europie.
Nasz rozmówca, który przez długi czas był związany z Pałacem Prezydenckim, opowiada o częstych spotkaniach Dudy z Glapińskim, które zaczęły się dość szybko po nastaniu jego prezydentury: – W kalendarzu Andrzeja Dudy często przewijało się nazwisko prezesa NBP. Dla prezydenta było to ważne: poniewierany przez PiS może czuć się doceniony przez szefa banku centralnego, który do niego przychodzi, chce z nim rozmawiać. Dla Glapińskiego to pragmatyzm, bo przecież to prezydent ostatecznie wskazuje kandydata na prezesa NBP – słyszymy.
Duda i Glapiński. Pasjonaci nart
Według naszych rozmówców nie chodzi tylko o dobre samopoczucie prezydenta wynikające z tego, że ktoś istotny go poważa, ale też o to, co Glapiński może dla niego zrobić. Jak wspomnieliśmy, Andrzejowi Dudzie w 2025 r. skończy się druga kadencja prezydencka. – Wtedy Glapiński może się mu odwdzięczyć i pomóc znaleźć pracę. Prezes NPB może np. wskazać go na jakiegoś dyrektora w Banku Światowym. To świetna pensja i wygodne życie, na czym prezydentowi będzie chyba zależeć po skończonej kadencji – twierdzi nasz rozmówca.
Całkiem prawdopodobne, że budowaniu relacji między Glapińskim i Dudą sprzyja też wspólna pasja do nart. Żona prezesa NBP Katarzyna Glapińska wspominała Krystynie Pytlakowskiej i Ewie Wilcz-Grzędzińskiej w wydanej w 1992 r. książce „Lwy (nie) ujarzmione”: „Uwielbiamy narty. Nigdy nie powodziło nam się specjalnie dobrze, ale też nigdy nie było tak, byśmy nie mieli pieniędzy na narty. Wyskakiwaliśmy w góry na pięć dni kilka razy w roku”. Kto, jeśli nie Andrzej Duda, mógłby to lepiej zrozumieć?
Czytaj też: Ludzie, cuda w tej budzie! Marek Borowski o Polskim Ładzie