Jest zaiste jakieś iunctim pomiędzy jednoczącą naród miłością do towarzysza Gierka, taką, co to nigdy nie rdzewieje, a wielkim, narodowym kochaniem 500+, co to jest jak skała, na której Jarosław zbudował swój Kościół. Ale żeby ten przypadek bezwstydnego i cynicznego populizmu pochwalał nawet taki liberał jak prof. Antoni Dudek? Gdy usłyszałem w radiu z jego złotych ust, że „500 plus” należy zapisać PiS na plus, gdyż czas już, aby bogatsi podzielili się z biedniejszymi, to postanowiłem popełnić polityczne samobójstwo i powiedzieć, co myślę o tej sprawie, a przy okazji o kilku innych.
Nie zamierzam podważać słuszności moralnej i ekonomicznej progresywnych podatków i „transferów socjalnych”. Jednak to, co zrobił PiS, nie jest przykładem sprawiedliwej polityki społecznej, lecz populistycznej manipulacji, żerującej na etycznym populizmie i braku poczucia prawa. W pierwotnej wersji dodatek należał się wszystkim, którzy mają więcej niż jedno dziecko. Oznaczało to stawianie jedynaczek i jedynaków w gorszym położeniu od pozostałych dzieci. Gdy rozszerzono świadczenie na wszystkie dzieci, to dyskryminacja nie zniknęła. Nadal bowiem realnymi beneficjentami nie są dzieci (co jeszcze dałoby się może bronić na gruncie konstytucyjnym), lecz ich dorośli opiekunowie. W ten sposób społeczeństwo zostało niekonstytucyjnie podzielone na uprzywilejowaną grupę posiadających nieletnie dzieci oraz nieuprzywilejowaną resztę, która ma dzieci dorosłe bądź nie ma ich wcale.
Uzależnienie dochodów i danin publicznych (bo świadczenie można potraktować jako pomniejszenie podatku) od tego, czy ma się akurat nieletnie dzieci, czy też może jest się już na to za starym (albo nie może lub nie chce się ich mieć), to prosta dyskryminacja. Nasza publiczna aksjologia nie przewiduje dzielenia ludzi na posiadających dzieci (i zasługujących na przywileje) oraz nieposiadających.