Po kilkumiesięcznej flaucie, spowodowanej m.in. wewnętrznymi porządkami, Platforma wskakuje na falę, która ma podtopić PiS. Donald Tusk rusza w Polskę, parlamentarzyści KO biorą się do roboty, a partia przechodzi do ofensywy. Tyle w teorii. Wszystko to ma przynieść Platformie co najmniej 30 proc. poparcia pod koniec tego roku i doprowadzić do sondażowej mijanki z PiS. Tematy główne: drożyzna, inflacja, pandemia, do tego drastyczne podwyżki cen energii i chaos Polskiego Ładu. Platformersi liczą, że skoro zamach na niezależność sądów, próba ograniczania wolności słowa oraz niezliczone afery nie spowodowały tąpnięcia poparcia dla PiS, to może grzebanie w kieszeniach i coraz mniejsza wartość pieniądza przyniosą otrzeźwienie. I tak jak kiedyś to Tusk musiał się mierzyć z paprykarzem i jego słynnym „Jak żyć?”, tak teraz lider PO odwdzięcza się PiS i wraz z drobnymi przedsiębiorcami, których odwiedza, pyta o to rządzących.
– PiS wszedł w etap tłustokocizmu, wyraźnie widać zużycie władzy. Do tego Morawieckiemu udało się coś niebywałego: wkurzyć Polskim Ładem niemal wszystkich – zauważa Tomasz Siemoniak. Jego zdaniem może to zmusić Kaczyńskiego do wymiany premiera i próby przerzucenia na niego odpowiedzialności za pandemię i podatkowy bałagan. Pozbycie się Morawieckiego i „odświeżenie” rządu mogłyby być dla Tuska problemem. Tym ruchem Kaczyński zyskałby poklask niektórych komentatorów spoza obozu prawicy i poprawił notowania partii. Jednak realny problem Tuska leży gdzie indziej.
Chodzi o układ sił na opozycji, ambicje poszczególnych liderów, ale i niechęć partyjnych dołów do kolejnej próby jednoczenia opozycji. Wśród polityków PO pokutuje obecnie przekonanie, że „jedna lista w wyborach do PE była błędem”.