Kraj

J.K. + J.K. = Love! Czyli Jacek Kurski na łamach „Sieci”

Okładka tygodnika „Sieci” z Jackiem Kurskim Okładka tygodnika „Sieci” z Jackiem Kurskim mat. pr.
Ubiegający się o prolongatę stanowiska Jacek Kurski został głównym bohaterem okładki tygodnika „Sieci”. Cóż widzimy na tym przecudnie upozowanym i skomponowanym zdjęciu? I co wyczytamy w samym wywiadzie?

Za kilka miesięcy Jarosław Kaczyński będzie musiał podjąć decyzję, czy pozostawić na intratnych, prezesowskich stanowiskach dwóch swoich podwładnych, nielubianych przez trzeciego podwładnego, czyli Andrzeja Dudę, a to mianowicie prezesa NBP Adama Glapińskiego oraz prezesa TVP Jacka Kurskiego. Ten pierwszy był zawsze lojalny, podczas gdy ten drugi ma jedynie status powracającego syna marnotrawnego. Za to, a może raczej dlatego jego lojalność i posłuszeństwo względem prezesa prezesów jest niepodważalna. Świadczy o tym całkowity brak wstydu i hamulców w uprawnianiu reżimowej propagandy metodami lżenia, łgarstwa i oszczerstw w połączeniu z bezprzykładną chwalbą i wazeliniarstwem. Kurski tak wysoko zawiesza poprzeczkę cynizmu i sprzedajności, że na jego tle nawet Jarosław Kaczyński może się poczuć człowiekiem prawym i sprawiedliwym.

Czytaj też: Maile Dworczyka, czyli Kura na telefon

Listy do prezesa Kaczyńskiego

Oglądając programy TVP, zwłaszcza te informacyjne, można odnieść wrażenie, iż są produkowane specjalnie dla Kaczyńskiego. Każdy z nich wygląda bowiem jak kolejny „strzał” z tubki z wazeliną. Jedynie tygodnik braci Karnowskich „Sieci” może konkurować z „Wiadomościami” TVP czy też publicystyką polityczną TVP Info.

Jednakże najnowsze wydanie „Sieci” (pisma mieniącego się – w ramach szyderczego odwracania znaczeń – niepokornym) to już istne kuriozum. Zarówno pierwsza, jak i czwarta strona wyglądają jak listy do prezesa. Na czwartej Glapiński reklamuje monety kolekcjonerskie o nominale 10 zł, z napisem „ochrona polskiej granicy wschodniej”, czym daje przykład zastosowania znanej w kręgach amoralnych nihilistów zasady, iż hucpę trzeba uprawiać tak wrzaskliwie i bezczelnie, aż przyzwoici ludzie oniemieją ze zgrozy i nie odważą się reagować.

Za pięć lat wszyscy zapomną, że co najmniej kilkanaście osób, mających nieszczęście być muzułmanami o ciemnej karnacji, zmarło, bo „obrońcy granicy” któryś raz z rzędu wywieźli ich do lasu w ciężkim stanie, skazując ich tym samym na śmierć, podczas gdy monety ku czci polskiego żołnierza pozostaną prawie na wieczność. Nie wiem, co bardziej przeraża – czy to, że Glapiński w taki sposób szuka dojścia do serca swego pryncypała, czy to, że Kaczyński jest już tak otępiały i oderwany od rzeczywistości, że takie ordynarne zaloty, z trupami w tle, gotów jest przyjąć.

Czytaj też: Wiadomości z Netflixa, czyli ordynarna propaganda TVP

Jacek Kurski, kot i martwa natura

Wysokiego zdania o inteligencji Kaczyńskiego nie ma z pewnością Jacek Kurski i bracia Karnowscy, prowadzący „Sieci”. Jeśli w ich pojęciu Jarosław Kaczyński nie czuje zażenowania i zgorszenia bezprzykładnym i bezwstydnym wazeliniarstwem, to najwyraźniej mają go za durnia, niezdolnego do kontrolowania własnej próżności i niebrzydzącego się prymitywnym pochlebstwem. Okładka wita nas zdjęciem Kaczyńskiego jako (jakież zdziwienie!) „Człowieka wolności roku 2021 tygodnika »Sieci«”, z czym koresponduje wstępniak „Kapituły” owej prestiżowej nagrody, „z dumą ogłaszający” wybór premiera Kaczyńskiego uzasadniony jego wkładem w obronę naszych polskich granic. Bo rzucając wycieńczonych ludzi za płot, jak wiemy, państwo PiS, pod przewodem „człowieka wolności”, broni ni mniej, ni więcej, lecz właśnie wolności polskich obywateli. Gdyby bowiem ów niebezpieczny element muzułmański, sprowadzony przez Putina i Łukaszenkę, przemknął się przez kordony i wyruszył w podróż przez Polskę ku Niemcom, albo poruszał się bez nadzoru, zanim trafiłby pod dach ośrodka dla uchodźców, z wielkim prawdopodobieństwem dokonałby licznych przestępstw przeciwko wolności napotkanych po drodze Polaków. Na przykład pozamykałby ich w komórkach, by splądrować ich domy. Albo sterroryzowałby posterunki policji i przejął władzę w niejednej podlaskiej gminie – raportując o tym Mińskowi, a może nawet samej Moskwie.

Jednakże to nie Kaczyński jest głównym bohaterem okładki, lecz właśnie ubiegający się o prolongatę stanowiska Jacek Kurski. Cóż widzimy na tym przecudnie upozowanym i skomponowanym zdjęciu? Na pierwszym planie – kota. Prezes Kaczyński lubi koty, więc może chwycić. Dalej „martwa natura” w postaci pomarańczy i cytryn (a co z naszymi polskimi jabłkami?), obok, na kuchennym stole, otwarty notes, telefon ze słuchawkami na przedpotopowych kabelkach (takich bez kabelków premier od bezpiecznego podsłuchiwania opozycji pewnie by nie rozpoznał) oraz ubrana na biało-czerwono lalka.

No i wreszcie jest! Prezes Kurski we własnej uśmiechniętej osobie. Z długopisem w prawej ręce i dzieckiem na lewej. Napis głosi: „Tylko u nas – Kurski kontra kłamstwa” oraz „Prezes TVP Jacek Kurski z córką”. Gwoli ścisłości dodajmy, że na okładkę załapał się jeszcze jeden prezes, a mianowicie Daniel Obajtek, z informacją, że Saudyjczycy wykupią kawał Lotosu (ale się cieszymy!).

Czytaj też: Paszkwil na TVN w stacji Kurskiego. „Ciemny lud” zawsze to kupi?

Kurski pręży telewizyjne muskuły

Mam poważne wątpliwości etyczne odnośnie do wykorzystywania wizerunku własnych dzieci w działalności politycznej. Zwłaszcza przez osoby o jednoznacznie złej reputacji (w każdym razie poza własnym środowiskiem). Okładka zachowa się w internecie, podobnie jak tysiące materiałów TVP, których propagandowy brutalizm nie podlega i nie będzie podlegać żadnej dyskusji. Nawet jeśli córka uwierzy zapewnieniom ojca, że nie mógł postępować inaczej (bo to czy tamto), to czy prawdopodobieństwo, iż jako osoba dorosła nie będzie się za swego ojca wstydzić i w konsekwencji nie będzie odczuwać dyskomfortu z powodu tej okładki, jest na tyle duże, aby uzasadnić takie wykorzystanie jej wizerunku?

Nie sądzę. Poza tym kalkulacja Kurskiego, że jednak córka tę okładkę w przyszłości zaakceptuje, zakłada, że będzie ją przekonywał do fałszu – np. do tego, że nie jest sługusem odrażającego reżimu, kierującym jego aparatem propagandy. Bo co jak co, lecz w inteligencję Kurskiego nie zwątpimy i nie będziemy go znieważać hipotezą, iż ma wątpliwości co do istoty i moralnego statusu swojej bajecznie opłacanej działalności.

Zajrzyjmy już jednak do środka nr 447 tygodnika „Sieci”. Szczęście Jarosława Kaczyńskiego będzie wielkie, bo oprócz tych wszystkich miodów na swe dla ojczyzny bijące, obroną granicy i walką o wolność, zdrowie i życie Polaków skołatane serce zobaczy w niepokornym piśmie zamieszczony przez siebie nekrolog na dziewiątą rocznicę śmierci (i 95. urodzin) swojej matki Jadwigi, jak również felieton swojej bratanicy Marty. Tak nastrojony z pewnością znajdzie kilka minut, aby przejrzeć okładkowy wywiad ze swoim „dobrym chłopakiem” Jackiem Kurskim. Nie wiem, co o nim pomyśli – sądzę, że w łaskawości swojej odbierze go pozytywnie. Kurski wszak z ogromną gorliwością podtrzymuje linię partii i pręży dla niej wszystkie telewizyjne muskuły, zapewniając, że rozwinie, zbuduje, powiększy i w ogóle. Znalazły się tam wszelako rzeczy wymagające poważniejszego skomentowania.

No, może nie wszystko da się tak na poważnie… Godne uwagi są zapewnienia Kurskiego o dalszym wzmożonym wysiłku na odcinku „produkcji tożsamościowej”. Tą wdzięczną nazwą obdarzył prezes propagandowe nacjonalistyczne gnioty w rodzaju „Korony królów”. Dowiadujemy się również o „obłędzie klimatycznym, wywołującym szalony wzrost cen energii”, „bezprawnym wstrzymywaniu funduszy europejskich” oraz o wiernopoddańczych esemesach od pracowników, którzy „poczuli, że razem możemy robić wielką telewizję”.

Czytaj też: TVP dla żołnierzy. Koncert grozy, hucpa i szantaż moralny

Stan wskazujący na covid

No dobrze. Jednak clou wywiadu to sprawa nieszczęsnej wyprawy Jacka Kurskiego do Paryża celem lansowania się na tle śpiewającej podczas młodzieżowej Eurowizji nastolatki. Kurski wybrał się tam w stanie wskazującym na covid, czyli mając dodatni wynik testu. Ktoś to podrzucił dziennikarzom Onetu i zrobiła się z tego wielka afera. Zawodowiec od szkalowania, oszczerstw i kampanii nienawiści nareszcie sam (w swoim mniemaniu) stał się ofiarą. Zawsze to jakoś łatwiej być sprawcą i ofiarą niż tylko sprawcą, prawda?

Wielkimi słowy odsądza dziś Kurski media liberalne od czci i wiary, zarzucając im oszustwo, szaleństwo i podłość. Bo prawda jest rzekomo taka, że wprawdzie miał pozytywny wynik testu, lecz nie taki, jaki mają chorzy, a taki, jaki mają ozdrowieńcy. O tym, że być może dziennikarze Onetu i innych mediów nic o istnieniu tego rodzaju „pozytywnych testów” nie wiedzieli i dlatego podnieśli krzyk, Kurski nie wspomina, bo przecież rozumie się samo przez się, że działali w złej wierze, doskonale wiedząc, że Kurski był w pełni uprawnionym do podróżowania ozdrowieńcem.

Gdyby naprawdę było tak, że Kurski stał się ofiarą oszczerstw i nagonki, to powinien albo siedzieć cicho (wszak spotkało go akurat coś, co czyni innym każdego dnia), albo doznać moralnego wstrząsu i ogłosić, że dopiero teraz, gdy sam jest szkalowany, zrozumiał, jak wielką krzywdę czynił przez lata Wałęsie, Tuskowi, Adamowiczowi, Trzaskowskiemu i tylu, tylu innym ludziom, urządzając na nich medialne lincze. Jednak Kurski wybrał inaczej – korzysta z okazji, by odgrywać wielkie wzburzenie, a to celem zasugerowania opinii publicznej, że takich strasznych rzeczy, które go spotykają, on sam, tak dziś oburzony, rzecz jasna nigdy by nie zrobił.

Czytaj też: Od WOŚP do Jakimowicza, czyli polityka kadrowa TVP

Dyplom ozdrowieńca z biletem do Paryża

Niestety, Kurskiego obrona przez atak ma krótkie nóżki. O co chodzi w całej sprawie? Ano o to, że 13 grudnia 2021 r. Kurski dostał dodatni wynik testu, a dzień później zrobił kolejne badanie, skutkiem czego otrzymał z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA zaświadczenie, że jest ozdrowieńcem. Na tej podstawie sanepid zwolnił go z obowiązku odbycia kwarantanny. Wszystko zdarzyło się w ciągu praktycznie jednej doby. I teraz Kurski nam opowiada, że to wcale nie po znajomości i nie dlatego, że jest prezesem TVP, wydębił w trymiga taki glejt. Dosłownie Kurski powiada tak: „Nie ma mowy o żadnych przywilejach. Każdy ozdrowieniec z mylnym, dodatnim wynikiem PCR może pogłębić analizę swego stanu zdrowia i skorzystać z przepisów rozporządzenia ministerstwa zdrowia, które właśnie w tym celu zostało wydane”.

Aż się popłakałem ze śmiechu na myśl o przysłowiowej pani Basi z bufetu na Woronicza pukającej do bram szpitala na Wołoskiej celem natychmiastowego skorzystania z dobrodziejstw rozporządzenia ministra zdrowia. Dobranoc. Niech się wam przyśni dyrektor CSK MSWiA niosący pani Basi na złotej tacy „Dyplom ozdrowieńca”. Z bonusem w postaci biletu lotniczego do Paryża w dwie strony. Panie Prezesie, pan ma takiego ładnego kota. Proszę nie robić mu obciachu.

Czytaj też: Kolejne dwa miliardy w błoto propagandy

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną