Polska Grupa Górnicza, największa firma węglowa w Europie, zakończyła miniony rok stratą ok. 2 mld zł. W zimie każdej doby z kopalń PGG powinno wyjeżdżać ok. 40 pociągów wypełnionych węglem dla elektrowni i elektrociepłowni. Jeśli w każdym składzie jest plus-minus 2,5 tys. ton, to należy przyjąć, że firmy produkujące prąd i ciepło nie dostały 200 tys. ton węgla – za sprawą blokady kopalnianych torów* trwającej dwie doby. Czy mamy się czego obawiać?
Hajerów teraz trzeba wziąć w obronę
Zima póki co jest nam łaskawa, ale to może się zmienić. O tej porze roku energetyka i ciepłownictwo razem wzięte powinny mieć zapasy węgla na dwa miesiące. Ostateczna granica strategicznego i energetycznego bezpieczeństwa to 30 dni – poniżej niej producentom grożą surowe kary. Tak mówią przepisy, ale przecież rząd nie będzie karał swoich państwowych elektrowni. No bo jak?
Durnie byłoby karać samych siebie, choć w dobrze funkcjonującym państwie za taki stan rzeczy „energetyczne głowy” powinny lecieć, z właścicielskimi na czele.
Jak informują Polskie Sieci Elektroenergetyczne, poniżej najniższych minimalnych i wymaganych przepisami zapasów znalazły się największe elektrownie na węgiel kamienny: Opole, Rybnik, Dolna Odra, Kozienice i Ostrołęka. Jasne jak słońce, że dwudobowa górnicza blokada wywozu węgla z kopalń znacznie pogorszy już i tak zły stan. Na protestujących wylewa się dziś fala hejtu sterowana i podgrzewana przez prorządowe media – ale w tym przypadku musimy hajerów z PGG wziąć w obronę.
Czytaj też: Niech nam zima lekką będzie. Górnicy strajkują, ceny rosną
Jak resort Sasina kombinuje
Ich pretensje mają dwie odsłony – przynajmniej w pierwszej mają zupełną rację. Wszak w ostatnim kwartale minionego roku harowali na okrągło, po 28–30 dniówek w miesiącu. Szef Sierpnia ′80 w PGG Rafał Jedwabny przypomina, że pod koniec września bezpośredni pracodawca i właściciel – czyli Ministerstwo Aktywów Państwowych – prosił związki zawodowe o zgodę na pracę w weekendy. Ministerstwo Aktywów Państwowych to partyjny folwark wicepremiera Jacka Sasina, który do biznesu ma, jak wiadomo, dobrą rękę.
Jak się okazało, ma też siłę przekonywania. – Tłumaczyli nam, że w kraju brakuje węgla, że wręcz ocieramy się o konieczność wyłączania dostaw prądu. Błagali nas prawie na kolanach – i zgodziliśmy się. To tak na marginesie hejtów, że nam się w głowach przewraca i mamy gdzieś sprawy kraju. Tyle Jedwabny.
Za pracę w soboty i niedziele miała być godziwa rekompensata. Związkowcy wyliczyli, że górnikom PGG należy się ok. 70 mln zł – nie zgadzają się z wyliczeniami zarządu spółki, że to rząd 140 mln zł. Strony inaczej rozumieją pojęcie rekompensaty: górnicy widzą ją w wynagrodzeniu takim jak za zwykłą przepracowaną dniówkę, strona rządowa chciałaby im to wynagrodzić dniami wolnymi. Tak to sobie na szczeblu władz spółki i resortu aktywów wykombinowali.
Czytaj też: „Won ze Śląska!”. Prezent od górników dla premiera
PiS dla TVP miliardy ma. A dla górników?
Związki zawodowe w imieniu swoich członków na to nie poszły, stąd protest w grudniu, zawieszony potem na czas świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Na dodatek okazało się, że tę część górników, którzy chcieli wziąć wolne za pracę w dni wolne, odprawiano z kwitkiem już bezpośrednio w kopalniach, bo brakuje rąk do pracy, a żadne zmiany nie są prawidłowo obsadzone.
W drugiej kwestii grudniowego protestu podnoszono sprawę podwyżki płac o 400 zł brutto, ale to może poczekać do negocjacji. Teraz chodzi o 70 mln zł – tyle mniej więcej wynosi wartość węgla, który przez dwa dni nie wyjechał z kopalń.
Autorom antygórniczego hejtu chciałbym przypomnieć, że władza jak chce, to z godziny na godzinę jest w stanie wysupłać 2 mld zł na TVP Jacka Kurskiego, a potem zasilać ją dalszymi milionami. Czy na kolejne „datki” dla roztańczonego toruńskiego ojca dyrektora. Jak chce...
Co by nie powiedzieć, to górnicy są wyjątkowo skromni w tym proteście. – Chcemy tylko zapłaty za wykonaną ciężką pracę! – dopominał się na wiecu Bogusław Hutek, szef całej górniczej Solidarności i przewodniczący jej struktur w PGG.
Czytaj też: Kronika kryzysu energetycznego
Rachunek za małżeństwo z PiS
10 stycznia strony sporu mają się spotkać na negocjacjach z udziałem mediatora. Jeżeli zakończą się niczym, to z marszu planowane są strajkowe referenda, a na 17 stycznia zapowiadana jest bezterminowa blokada wysyłki węgla energetycznego. We wszystkich kopalniach, nie tylko PGG. Będzie więc gorąco i zimno. Trwają też międzybranżowe konsultacje w sprawie wielkiego związkowego marszu „na Warszawę”. Na rządzących.
Na stronie internetowej Sierpnia ′80 Bogusław Ziętek, przewodniczący związku – jednego z pięciu biorących udział w blokadach – napisał, że stoimy w obliczu ogromnego kryzysu energetycznego, po części sprokurowanego przez rząd. „Nie możemy dalej bezczynnie przyglądać się temu, co dzieje się w energetyce i górnictwie. Liczę na to, że obudzi się też Solidarność (najsilniejszy związek w górnictwie – JD) i przestanie płacić rachunek za małżeństwo z PiS. Ten związek musi sobie przypomnieć, po co tak naprawdę funkcjonuje”.
W Polsce, według wyliczeń górniczych związkowców, w ciągu trzech kwartałów nowego bieżącego roku zabraknie ok. 5 mln ton węgla. Jak wiadomo, wicepremier Jacek Sasin powołał sztab kryzysowy, który ma wskazać winnych/winnego węglowej zapaści. Jednak z biegiem czasu urok osobisty ministra aktywów państwowych ulatnia się. – Niech spojrzy w lustro i będzie go widział – komentuje Ziętek.
Na naszych łamach różnie ocenialiśmy żądania i pretensje górników. Jednak tym razem są proste jak budowa cepa: chcą tylko zapłaty za fedrunek w wolnych dniach.
* Protestujący górnicy proszą, aby mocno podkreślić, że blokowane są tory wewnątrz kopalń i tym samym nie ma to żadnego wpływu na ruch kolejowy.
Czytaj więcej: Energetyczna drożyzna