Olaf Scholz, nowy kanclerz Niemiec, przyjechał do nas cztery dni po zaprzysiężeniu. Z Paryżem czy Brukselą oczywiście konkurować nie mogliśmy, ale tak szybka wizyta pokazuje, jak ważna jest dla Niemiec Polska, bez względu na liczbę spornych kwestii.
Czytaj także: Olaf Scholz zastąpił Angelę Merkel. Kanclerz z rozsądku
Scholz i Morawiecki podkreślali to, co łączy
Pierwsza wizyta Scholza w Warszawie pokazała, że zmiana na szczytach władzy w Niemczech nie oznacza żadnej rewolucji w polsko-niemieckich stosunkach. Co prawda premier Mateusz Morawiecki na wspólnej konferencji mówił o nowym rozdziale, ale w rzeczywistości zmieni się niewiele.
Na użytek wewnętrzny PiS wciąż Niemcami będzie straszył. Symptomatyczna była już reakcja Jarosława Kaczyńskiego, który miał oskarżyć nowy rząd niemiecki o plan budowy „IV Rzeszy”. Czerwono-żółto-zielona koalicja w swoim traktacie zapisała dążenie do budowy europejskiego państwa federalnego, co na eurosceptyczną ekipę rządzącą Polską zadziałało jak płachta na byka. Zupełnie niepotrzebnie, bo w rzeczywistości dla Niemiec to raczej plan bardzo odległy i mający przede wszystkim świadczyć o wadze proeuropejskiej polityki. Z takiej postawy należałoby się raczej cieszyć, bo komu jak komu, ale nam powinno wyjątkowo zależeć, by Niemcy czuły się nierozerwalnie związane z Unią.
W niedzielę Scholz i Morawiecki starali się podkreślać to, co ich łączy. Na korzyść trudnych stosunków polsko-niemieckich działa dziś fakt, że oba kraje mają wspólne problemy. To przede wszystkim polityka prowadzona przez reżim białoruski oraz agresywna postawa Rosji wobec Ukrainy. W interesie niemieckim jest maksymalna szczelność polsko-białoruskiej granicy, bo przecież zdecydowana większość próbujących ją przekroczyć chce dostać się do naszego zachodniego sąsiada. Z kolei napaść Rosji na Ukrainę jeszcze bardziej skomplikowałaby przyszłość gazociągu Nord Stream 2. Trudno sobie wyobrazić, aby w takiej sytuacji mógł on funkcjonować. Właśnie Nord Stream 2 należy do najważniejszych punktów spornych między Polską a Niemcami. Także w tej kwestii Olaf Scholz żadnych konkretnych deklaracji nie złożył, poza ogólnym wsparciem Ukrainy. Niemcy potrzebują coraz więcej gazu w ramach swojej zielonej transformacji, a surowiec z Rosji jest im niezbędny.
Adam Krzemiński: Era Angeli Merkel
Czy PiS może odetchnąć?
Wiele wskazuje na to, że Scholz planuje kontynuować zniuansowaną politykę Merkel wobec Warszawy. Zamierza rozmawiać głównie o tym, co łączy oba kraje, a spór dotyczący łamania praworządności i zasad demokracji przez PiS pozostawić przede wszystkim Komisji Europejskiej, która może liczyć oczywiście na wsparcie Berlina. Scholz grzecznie wyraża nadzieję na rozwiązanie konfliktu, ale z pewnością nie zamierza się w to zanadto angażować. PiS nie ma zatem co liczyć na to, że Scholz wstawi się za Morawieckim w Brukseli i odblokuje pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy. Nic również nie zmienia się w temacie reparacji – PiS oczywiście podnosi i będzie podnosić temat, za to niemieccy liderzy grzecznie, lecz konsekwentnie wskazują na obowiązujące traktaty i sprawę uważają za zamkniętą.
Zmiana władzy w Niemczech budzi emocje nie tylko w PiS. Zwłaszcza Zieloni, którzy objęli resort spraw zagranicznych, dają do zrozumienia, że zamierzają zwracać szczególną uwagę na kwestie przestrzegania praw człowieka. Myślą przede wszystkim o bardziej zdecydowanej postawie Niemiec wobec Chin czy Rosji. Jednak i Polska w takiej sytuacji powinna znaleźć się na cenzurowanym bardziej niż dotąd. Tyle że równocześnie sam Scholz żadnych zbyt radykalnych kroków nie planuje. Zamierza prawdopodobnie dać swoim partnerom koalicyjnym pewną swobodę w realizacji swoich celów, ale ostateczne decyzje będą należały do niego. PiS może zatem na razie odetchnąć z ulgą. Na Zachodzie bez zmian.
Czytaj też: Koniec ery. Ostatnie spotkanie Merkel i Putina