W najnowszym wydaniu „Polityki” ukazał się krótki tekst oparty na relacji naszych źródeł w NBP (pod śródtytułem poniżej).
NBP pod nadzorem kamer
Adam Glapiński niestrudzenie zabiega o to, by PiS wybrał go na drugą sześcioletnią kadencję prezesa. Pierwszą kończy już w czerwcu 2022 r. – Bardzo dba o to, aby z NBP nie wyciekały informacje, które nie są korzystne dla jego wizerunku. Choć tak naprawdę to on sam swoim gawędziarstwem na konferencjach prasowych i wpisami na oficjalnym koncie na Twitterze najbardziej sobie szkodzi – mówi jeden z długoletnich pracowników banku. Ostatnio Glapiński zarządził, by na terenie centrali NBP zamontowano ok. 600 kamer z możliwością nagrania głosowego. – Podobno kamery są nawet w bufecie, w którym zresztą prezesa nigdy nie widujemy, a który ostatnio przez te kamery opustoszał. Ludzie nie mają ochoty, aby prezes słyszał, o czym rozmawiają przy zupie – opowiada nasz informator.
Miesiąc temu związki zawodowe zapytały Glapińskiego o „podejrzenia założenia podsłuchu w pokojach pracowników”. Odpowiedział im, że zamontował 600 kamer, i zapewnił, że „opcja nagrywania głosowego jednak nie jest wykorzystywana”. – Biorąc pod uwagę to, że w centrali NBP pracuje ok. 1,6 tys. pracowników, liczba nowych kamer robi wrażenie. Może teraz nie jest używana opcja nagrywania głosu, ale przecież w każdej chwili prezes może kazać ją włączyć. Atmosfera w pracy jest bardzo nieciekawa – słyszymy.
Prezes Glapiński w czasie pierwszej fali nie chciał zgodzić się na pracę zdalną: groził zwolnieniami, naganami, odbieraniem premii. Dopiero po interwencji związków zawodowych nieco odpuścił i ok. 30 proc. pracowników dostało pozwolenie na pracę z domu.