Ukazał się raport Grupy Granica obejmującej 14 organizacji i niezrzeszonych wolontariuszy, którzy ratują życie ludziom w przygranicznej strefie zakazanej, za co są przez państwo szykanowani. Do tej pory udzielili pomocy humanitarnej i prawnej co najmniej 5370 osobom. Wiele z nich później zaginęło: ich losu – mimo że sporo z nich trafiło w ręce Straży Granicznej – nie mogą ustalić także rodziny, które oficjalnie zgłaszają się do państwa polskiego. „Polska porzuciła standardy ochrony praw człowieka oraz podstawowe zasady humanitaryzmu. Z perspektywy migrantów działania polskich i białoruskich służb są niemal identyczne” – czytamy we wstępie do raportu.
Raport jest ilustrowany historiami i zdjęciami z interwencji. Np. fotografią młodego mężczyzny w kapturze, na którym odciśnięte są ślady psich łap. W wywiadzie lekarskim: rany po ugryzieniach i ślady od obicia pałkami. Białoruskie służby strzelają ludziom pod nogi, żeby przeszli przez granicę, biją – złamały mężczyźnie szczękę i wypchnęły go przez druty. Polskie – sprawiają, że ludzie, którzy są w ich rękach, znikają. Zniknęli dwaj syryjscy bracia – nastolatkowie, jeden sparaliżowany od pasa w dół. Będąc w lesie, dostali od Trybunału Praw Człowieka zabezpieczenie, że nie wolno ich wydalić z Polski do czasu rozpatrzenia wniosków o azyl. Wolontariuszka, której sąd przyznał nad nimi tymczasową opiekę, nie może ich nigdzie odnaleźć.
Polskie służby nie stosują się do niedawno uchwalonej ustawy wywózkowej: nadal wypychają zatrzymanych ludzi przez druty, chociaż powinny każdą osobę rejestrować i wydać decyzję o zawróceniu – a wydalić przez oficjalne przejście graniczne. W raportach – publikowanych zresztą nie na oficjalnej stronie internetowej, tylko na Twitterze – podawane są statystyki „udaremnienia przekroczenia granicy” (28 tys.