Przypomnijmy: Ewa Siedlecka, pisząca dla „Polityki”, a wcześniej dla „Gazety Wyborczej”, wielokrotnie nagradzana dziennikarka zajmująca się kwestiami prawnymi i sądownictwem, została 24 listopada skazana na grzywnę 3 tys. zł. Sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia Michał Kowalski orzekł, że jest winna pomówienia dwóch sędziów, których nazwiska w 2019 r. pojawiały się w kontekście tzw. afery hejterskiej. Chodzi o Macieja Nawackiego, powołanego do nowej KRS, oraz Konrada Wytrykowskiego, prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie, nominata ministra Zbigniewa Ziobry. Zdaniem sądu Siedlecka złamała prawo, bo nie zebrawszy dowodów, stwierdziła w swoich tekstach, że sędziowie byli zamieszani w aferę. Obaj złożyli przeciw niej prywatne akty oskarżenia, domagając się 20 tys. zł na cele charytatywne i prac społecznych.
Ewa Siedlecka: Jak zostałam hejterką
Wyrok na Ewę Siedlecką. Groźny precedens
Rzecz jasna nie tylko Siedlecka pisała o aferze, ale – przynajmniej na razie – tylko ją spotkały konsekwencje. Batalia sądowa toczy się też w przypadku Anny Mierzyńskiej z OKO.press – to ona ustaliła, że Nawacki i Wytrykowski wchodzili w sieci w interakcje z kontem KastaWatch na Twitterze, kolportującym hejterskie wiadomości o niektórych pracownikach wymiaru sprawiedliwości. Siedlecka wpisy Mierzyńskiej udostępniała, co także pozywający ją sędziowie uznali za dowody pomówienia.
Wyrok odbił się szerokim echem w Polsce i za granicą. Krajowe niezależne media zgodnie przyznały, że to niebezpieczny precedens, pokazujący, że – wbrew powszechnej opinii –