Kościołowi ubywa wiernych we wszystkich grupach wiekowych. Tyle że w tej najmłodszej idzie to błyskawicznie. Młodzież masowo porzuca praktyki religijne. Według ankiety CBOS w grupie wiekowej 18–24 lata liczba praktykujących z blisko 70 proc. w 1992 r. stopniała do 23 proc.
Państwo, które z budżetu finansuje szkolną katechezę, nigdy się specjalnie nie interesowało, jak wygląda frekwencja na tych zajęciach. Dane zbiera Kościół. Na ile są wiarygodne? Trudno powiedzieć. Nikt tego nie kontrolował. Ale nawet z kościelnych danych wynika, że od lat trwa wymarsz uczniów z lekcji religii. W 2019 r. stołeczny ratusz po raz pierwszy przeprowadził na ten temat ankietę wśród dyrektorów szkół. Wynikało z niej, że w szkołach podstawowych w katechezie brało udział 78 proc. uczniów, a w ponadpodstawowych 45 proc. Grupa ta topnieje najbardziej w klasach trzecich, gdy uczniowie osiągają pełnoletność i mogą decydować sami. We wrześniu ratusz ankietę ponowił i jej wyniki pokazały kolejne spadki. W szkołach podstawowych to obecnie 72 proc., ale to w ponadpodstawowych nastąpiło prawdziwe tąpnięcie – w nich na lekcje religii chodzi już tylko 31 proc. Najmniej w technikach – niespełna 27 proc. W niemal wszystkich liceach i kilkudziesięciu warszawskich podstawówkach trzeba już organizować lekcje łączone dla różnych klas. A są też przypadki techników, gdzie na religię nie ma chętnych w ogóle. Na te trendy nałożyła się deforma Anny Zalewskiej – wprowadziła przeładowane programy i przeciążyła uczniów zajęciami – oraz pandemiczne utrudnienia. Ci, którzy do tej pory chodzili na katechezę dla świętego spokoju, ze względów pragmatycznych z niej zrezygnowali. Uznali, że nie jest to dla nich kwestia istotna. Jeśli ta tendencja się utrzyma, dyskusja o religii w szkole okaże się bezprzedmiotowa, bo problem rozwiąże się sam.