Prezydent Duda opowiadał niedawno, jak to on waży racje stron, jedna strona – druga strona, druga strona – pierwsza strona, która przeważy i pomoże podjąć decyzję. W tym, że politycy kalkulują, knują, a czasami nawet myślą, nie ma niczego złego, ale istnieją granice wyrachowania i cynizmu. Rząd niebezpiecznie je przekracza, przynajmniej w sprawie pandemii i migrantów. Co bowiem „waży” na swojej wadze Temida na Nowogrodzkiej? Na jednej szali – nowe obostrzenia, które mogą ocalić tysiące ludzi. Na drugiej – niezadowolenie społeczeństwa z powodu uciążliwych zakazów, które może zagrażać rządowi nawet aż do wyborów. Rozruchy antyszczepionkowe w Europie Zachodniej to dla nas poważne ostrzeżenie. Co jest więc ważniejsze – zdrowie i życie obywateli (a więc obostrzenia) czy obrona poparcia dla władzy, czyli „hulaj dusza, piekła nie ma”, byle ludzie byli zadowoleni? Od czasu stanu wojennego żaden rząd polski nie stał wobec podobnego dylematu: władza albo życie. Doktor Tomasz Karauda w ciekawej rozmowie z Karoliną Głowacką (Radio TOK FM) użył następującego porównania. Pożar w budynku, żaden strażak nie idzie na górę do mieszkania, tylko rozkładają pod oknami trampolinę i wołają „skacz!”.
W walce z epidemią ponosimy wiele porażek i klęsk, jak o tym świadczą tysiące „zgonów ponadnormatywnych”, 80 tys. po trzeciej fali zarazy plus 60 tys. przewidywanych po obecnej, czwartej fali, brak dostępu do leczenia osób cierpiących na inne niż covid choroby, stosunkowo niski procent wyszczepionych mieszkańców, ogromne straty finansowe przy zakupie respiratorów i wynajęciu gigantycznych samolotów transportujących maseczki „last minute”. Wszystko to od biedy można zapisać na konto ogólnej sytuacji w kraju rozwijającym się – taki mamy bałagan, taki mamy klimat, takie mamy społeczeństwo, takie zaufanie do władz, taki poziom kultury, taką ochronę zdrowia, takich mamy polityków.