Od miesiąca liczba zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 nieustannie rośnie, jest już blisko 20 tys. dziennie. Infekcji może być jednak pięć razy więcej – tyle wymyka się testom, gdyż ludzie mogą przechodzić covid bezobjawowo lub przechorowują go w domu. Liczba zgonów też rośnie – nawet o 30 proc. tygodniowo. Tzw. czwarta fala się rozpędza (szczyt prognozowany jest na połowę grudnia), ale coś ją odróżnia od poprzednich: nie ma lockdownu ani szczególnych obostrzeń. Paszporty covidowe obowiązują dziś w wielu państwach europejskich – po to, by wejść do restauracji, zanocować w hotelu, poćwiczyć na siłowni. Pierwsza wprowadziła je Francja. Ponieważ zdały egzamin, wprowadziły je inne europejskie kraje. Polski rząd jeszcze latem informował o takich planach. I na tym się skończyło.
Potem minister Adam Niedzielski mówił o podziale kraju na strefy i lokalnych, częściowych lockdownach tam, gdzie sytuacja jest najpoważniejsza. Ten podział także pozostał teoretyczny. Rząd zmienił tylko parametry dla żółtej i czerwonej strefy: mają teraz cztery razy wyższy próg liczby zakażeń niż pierwotnie. Wciąż nie ma obowiązkowych szczepień dla medyków i nauczycieli, choć kolejne kraje ten wymóg wprowadzają. Równie stanowczo rząd odrzuca pomysł nauki zdalnej dla dzieci choćby na dwa–trzy tygodnie. Mimo że coraz więcej szkół i tak prowadzi nauczanie zdalne lub pracuje w trybie hybrydowym. Minister zdrowia mgliście zapowiada, że „w najbliższych tygodniach” Sejm może zająć się ustawą umożliwiającą pracodawcom weryfikację statusu szczepień pracownika. Ale koalicja rządowa nie jest pewna większości w tej sprawie.
No i szczepienia. Ledwie pełzną, choć władze mogłyby co dnia ujawniać rzeczowe dowody, jak są skuteczne. W uproszczeniu można mówić o regule: jeśli ktoś młody umiera na covid, to znaczy, że był niezaszczepiony.