Wszystko drożeje: żywność, paliwo i prąd, ale też papier i druk. Dużo wyższe ceny książek w najbliższych miesiącach też więc nie powinny dziwić. Na razie egzemplarz książki podrożał średnio o 5 zł. To nie tylko skutek inflacji (w Polsce 6,8 proc. w październiku), ale też – a może przede wszystkim – kryzysu na globalnym rynku energetycznym i pandemii koronawirusa. Liderem w branży są Chiny, a splot czynników – restrykcje w gospodarowaniu odpadami, racjonowanie zużycia energii elektrycznej i węgla – winduje ceny materiałów, niezależnie od tego, czy papier jest wytwarzany z pulpy drzewnej, makulatury czy surowców wyższej jakości. Jak szacują chińscy producenci, cena węgla wzrosła z 3 tys. jenów (ok. 106 zł) do 14 tys. (prawie 500 zł) za tonę. A do produkcji tony papieru potrzeba jednej tony węgla, co przy okazji oznacza też ograniczenie liczby realizowanych zamówień. Globalny łańcuch dostaw nie urwał się, ale jest poważnie zaburzony. – Kiedyś się zastanawialiśmy, na jakim papierze drukować nasze książki – mówi jeden z polskich wydawców. – Teraz wybieramy ten, który jest dostępny, żeby książka w ogóle poszła do druku zgodnie z harmonogramem. Bo drukarnie też się zwijają.
W Polsce ceny papieru, jak szacuje branża wydawnicza, już w niektórych przypadkach skoczyły o 20 proc., a w nowym roku mają jeszcze się podnieść. – Ceny papieru rosną jak szalone – opowiada inny duży polski wydawca – więc masowo podnosimy ceny naszych tytułów, zwłaszcza że raz ustalonej ceny książki, która ma nadany numer ISBN, nie da się już zmienić. Przecenić zawsze można, podrożyć nie. Dziś 44,99 zł za egzemplarz to dawne 39,99 zł.
Cała nadzieja w e-bookach i czytaniu elektronicznym? Niekoniecznie.