Bój o marsz trwa od ponad miesiąca. Najpierw na jego stałej trasie zarejestrowały swoje zgromadzenie Kobiety z Mostu: te same, które w 2017 r. siadły na drodze Marszu Niepodległości (MN), protestując przeciwko neofaszystowskim hasłom. Skorzystały z tego, że w tym roku skończyła się „okupacja” tej trasy, bo organizatorom wygasło zezwolenie wojewody na „zgromadzenie cykliczne”.
Wojewoda Konstanty Radziwiłł (PiS) natychmiast poprawił swój błąd i zarejestrował marsz na kolejne trzy lata – jako zgromadzenie cykliczne. Ale prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski (PO) zaskarżył tę rejestrację do Sądu Okręgowego w Warszawie i wygrał: sędzia Andrzej Sterkowicz uznał ją za sprzeczną z prawem, bo zgromadzenie cykliczne można zarejestrować, jeśli odbywało się w danym miejscu i terminie co najmniej przez trzy lata z rzędu. A w zeszłym roku marsz został zakazany ze względu na pandemię. Wprawdzie się odbył, ale nielegalnie, a to się nie liczy.
Minister-prokurator walczył do końca
To rozstrzygnięcie podtrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie. A kilka dni później ten sam sąd oddalił wniosek prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, który chciał, by sąd zawiesił prawomocność tego orzeczenia do czasu rozpatrzenia jego skargi nadzwyczajnej, wniesionej przez niego w tej sprawie do Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN. Jak widać, minister-prokurator walczył do końca i z poświęceniem. Zapewne także o rząd dusz polskich nacjonalistów, bo liczy na ich wyborcze głosy.
Przegrał. Ale oddanych sojuszników MN – i