Były czasy, kiedy w całej SG było czterech generałów. Formacja jest mała, po wejściu do UE straciła wiele zadań. Dlatego m.in. w 2013 r. zlikwidowano oddział w Nowym Sączu, a jego kompetencje przekazano do innych jednostek – mówi jeden z byłych funkcjonariuszy SG.
Po dojściu PiS do władzy zlikwidowany oddział przywrócono. Zaczęła się również generalska karuzela. Nominacje dostawało coraz więcej dowódców oddziałów terenowych. Po czwartkowych nominacjach dowódcy wszystkich dziewięciu terenowych oddziałów SG będą już generałami. Tym samym w służbie będzie dwunastu. Nowo mianowani to: płk SG Adam Jopek (komendant Śląskiego Oddziału SG), płk SG Stanisław Laciuga (komendant Karpackiego Oddziału SG), pułkownik SG Andrzej Popko (komendant Bieszczadzkiego Oddziału SG) i płk SG Andrzej Jakubaszek (komendant Podlaskiego Oddziału SG).
Straż Graniczna wraca do łask
Według danych, którymi SG chwaliła się w 2017 r., w linii było 14,8 tys. funkcjonariuszy (później przestano aktualizować dane). Trzymając się tych liczb, SG to jedna z najmniejszych formacji mundurowych w Polsce, za to z najwyższym nasyceniem generałami. – Nie ma wątpliwości, że te nominacje to nagroda za wierność. Podkreślam wierność, bo o skuteczności działań na wschodniej granicy można dyskutować, biorąc pod uwagę, ilu nielegalnych emigrantów przedostało się do Niemiec szlakiem przez Polskę – komentuje emerytowany funkcjonariusz SG.