Wygląda na to, że po zeszłotygodniowej rundzie unijnych rozmów i debat rząd osiągnął sukces: wprawdzie akceptacji KPO nadal nie ma, ale mechanizmu pieniądze za praworządność – też. Na kilka dni przed rozmowami premiera Morawieckiego w Unii w radiu RMF FM wystąpił wicepremier Jarosław Kaczyński. I zapowiedział, że reforma sądownictwa jest tuż-tuż. A wraz z nią: likwidacja sądów rejonowych i apelacyjnych – apelacyjne zostaną „regionalnymi”, a sędziowie sądów rejonowych zostaną awansowani do okręgowych i dostaną podwyżkę. Weryfikacji sędziów nie będzie, no „chyba żeby chodziło o jakieś ciężkie przypadki dyscyplinarne”. Czytaj: usuniemy z sądownictwa kilkudziesięciu najbardziej aktywnych krytyków rządowych „reform sądownictwa”. Po co ludziom taka dezorganizacja wymiaru sprawiedliwości? Nie wiadomo.
Dalej: uczynienie Sądu Najwyższego „niewielkim sądem”, który będzie tylko „porządkował orzecznictwo”. Czytaj: zostaną tylko neosędziowie, którzy w ramach interpretacji prawa i skarg nadzwyczajnych wyprostują niewygodne dla władzy orzecznictwo. A więc kolejny po Trybunale Julii Przyłębskiej zsynchronizowany z władzą polityczną organ. A „starych” sędziów SN przeniesie się na niższe szczeble sądownictwa lub w stan spoczynku, bo w razie reformy struktury sądów pozwala na to art. 180 ust. 5 konstytucji. Pozwala, ale poprzednie ustępy mówią o nieusuwalności i nieprzenaszalności sędziów jako gwarancji niezawisłości. Jeśli „reforma” ma służyć pozbyciu się niewygodnych sędziów, to będzie sprzeczna z konstytucją. Tyle że Trybunał orzeknie, że jest zgodna...
Wizja minimalizacji Sądu Najwyższego i usunięcia niepokornych sędziów przygotowała dobry grunt pod rozmowy premiera Morawieckiego na szczycie Rady Europejskiej.