Obóz władzy przechodzi być może najtrudniejsze chwile od 2015 r. Zagrożone są wielkie pieniądze z Unii Europejskiej, do tego kary za Turów, możliwe kolejne potrącenia za naruszanie praworządności, wymierzona w TVN kuriozalna uchwała KRRiT, którą już oprotestowują Amerykanie, pojawiające się co chwila strajki różnych branż, czwarta fala pandemii u bram, zupełne osamotnienie na międzynarodowej arenie. Przede wszystkim zaś rosnąca drożyzna i inflacja, która zjada pensje, socjalne świadczenia i oszczędności (piszemy o tym w raporcie „Cenowa polka galopka”). Wydawałoby się, że naturalny byłby szybki upadek sondażowy tej ekipy, a jest zupełnie inaczej – słupki rosną. Bo w Polsce, chyba bardziej niż gdzie indziej, liczy się polityczny „nastrój”, to, że pewne afery „łapią”, a inne zupełnie nie, to, co powinno szkodzić – pomaga, i odwrotnie. Jak dotąd – z jednym wyjątkiem, czyli kwestią aborcji rok temu – właściwie każde społeczne napięcie, nasilenie polaryzacji, zaognienie konfliktu sprzyjają partii Kaczyńskiego.
Poza wszystkim obecna władza to – jak na polskie warunki – mistrzowie politycznego PR i ratowania się z opresji. Inaczej nie wybroniłaby się dotąd z tylu awantur, śmieszności, z raportu Macierewicza o wybuchach w tupolewie, przykładów nepotyzmu i podejrzanych interesów, afery mailowej, niszczenia niezależnych instytucji, godzenia w prywatne media, tańczenia na imprezach o. Rydzyka. Jeżeli mimo to partia Kaczyńskiego wciąż utrzymuje przy sobie ok. 35 proc. elektoratu, to znaczy, że dobrze opanowała sztukę „narracji” i manipulacji. Kiedy słucha się niezliczonych wystąpień Mateusza Morawieckiego, jego napuszonych tyrad, dziwnych historycznych nawiązań, tych wszystkich „my chcemy, aby”, trudno uwierzyć, że to wciąż może działać (więcej o piarowej strategii władzy