Kilkaset nieuzbrojonych, zziębniętych, głodnych, zagubionych osób ma stanowić wyjątkowe zagrożenie dla państwa i jego obywateli. Gdy z tego powodu Sejm zatwierdzał stan wyjątkowy, trwał protest ratowników medycznych, a według danych Ministerstwa Zdrowia do nagłych przypadków nie wyjechała jedna czwarta karetek pogotowia. Rząd z ratownikami nie rozmawia. Jak widać, zdecydowanie większym zagrożeniem jest spodziewanych kilka tysięcy uchodźców.
Czytaj też: Premier tumani i przestrasza
Oskarżanie opozycji, straszak terroryzmu
Prezydent Andrzej Duda nie przyszedł na posiedzenie, na którym Sejm rozpatrywał jego rozporządzenie ogłoszone na wniosek rządu. To pokazuje, jak poważnie traktuje rzekome zagrożenie, przed którym ma bronić polski naród ogłoszony przez niego stan wyjątkowy na polsko-białoruskiej granicy.
Przed głosowaniem premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że poparcie dla stanu wyjątkowego to akt patriotyzmu. – Polacy przelewali krew za granicę, granica jest świętością – mówił. I tę świętość naruszają nielegalni „migranci”, „dowożeni samochodami służb specjalnych Białorusi”. Opozycję oskarżył o „zbijanie kapitału politycznego na nieszczęściu”. „Zbijać” go mieli ci posłowie, którzy usiłowali dostarczać pomoc uchodźcom w Usnarzu Górnym.
Z kolei szef MSWiA Mariusz Kamiński odgrzał straszak terroryzmu. Twierdził, że autorami zamachów w krajach Europy Zachodniej są „migranci” przybyli tam w 2015 r. Nie wiadomo, które ataki miał na myśli, bo zwykle wskazuje się na migrantów w drugim pokoleniu. Według Europolu w 2018 r. ataki dżihadystyczne były przeprowadzane głównie przez terrorystów, którzy dorastali i byli radykalizowani we własnym kraju, a nie przez tzw. zagranicznych bojowników. W 2019 r. prawie 60 proc. zamachowców dżihadystycznych miało obywatelstwo kraju, w którym dokonano ataku lub go zaplanowano.
Czytaj też: Strażnicy na granicy
Co z oczu, to z serca
Większość opozycji nie ugięła się pod szantażem PiS, że ci, którzy zagłosują przeciw stanowi wyjątkowemu na granicy, są przeciwko obronie suwerenności granic i bezpieczeństwa obywateli. Zastraszyć dał się tylko PSL – jego posłowie wstrzymali się od głosu. Przeciw były Koalicja Obywatelska, Lewica i Polska 2050. Za stanem wyjątkowym oprócz PiS zagłosowały Konfederacja, Kukiz ′15 i Gowin z resztką posłów.
Pierwszy w popeerelowskiej Polsce stan nadzwyczajny na sumieniu ma wyłącznie PiS z przystawkami. Na sumieniu lub raczej w rubryce „sukcesy”. Władza nie próbowała nawet podzielić się odpowiedzialnością, choćby debatując w komisji sejmowej czy – to po stronie prezydenta – zwołując Radę Bezpieczeństwa Narodowego. W sondażach dopatrzyła się bowiem społecznego poparcia dla „obrony granic”, więc stan wyjątkowy traktuje nie jako dowód słabości czy tendencji totalitarnych, ale jako odpowiednik 500 plus – swego rodzaju „bezpieczeństwo plus”.
Za chwilę „bańka” uchodźcza pęknie, „fali” nie będzie, bo strach rozdmuchał prognozy, a te podobno 10 tys. ludzi, którzy są już w Białorusi i Litwie, to garstka, a nie „fala”. I zaraz się rozejdzie w tę czy inną stronę. Szybko zapomnimy o ludziach koczujących w Usnarzu – co z oczu, to z serca. Po to usunięto dziennikarzy i organizacje oraz zablokowano dostęp do informacji publicznej. I rząd PiS będzie mógł powiedzieć, że odparł wroga od granic.
Czytaj też: Prezydent ogłasza stan wyjątkowy. Sejm powinien to uchylić