Rzecz dotyczy grupy potencjalnych imigrantów znajdujących za kolczastym drutem ułożonym przy granicy polsko-białoruskiej. Tytuł niedługo będzie nieaktualny, gdyż drut zostanie zastąpiony przez płot w celu obrony, jak powiada p. Morawiecki, „świętego polskiego terytorium”. Jednakże musi być chronione nie dlatego, że jest święte, cokolwiek to znaczy, ale z tego prostego powodu, że taki jest jeden z podstawowych obowiązków polskich władz państwowych. Nadto nasza wschodnia granica jest także jednym z krańców UE i NATO, co nakłada na nas dodatkowe powinności.
Z tym zgadzają się wszyscy w Polsce, natomiast nie wszyscy podzielają stanowisko tzw. dobrej zmiany względem tego, co dzieje się za kolczastym drutem w pobliżu miejscowości Usnarz Górny. W gruncie rzeczy dokładnie nie wiemy, co takiego się dzieje. Jest tam grupa, ale nie wiadomo, jak liczna – jedni (np. Straż Graniczna) mówią o 24 osobach, inni (np. Fundacja Ocalenie) o 32. Jej skład narodowościowy też jest ukryty za ostrym cieniem mgły – wedle niektórych informacji (tak prawią dobrozmieńcy) są tam Irakijczycy i Syryjczycy, wedle odmiennych (ze strony „zdradzieckich mord”) – także Afgańczycy.
Ewa Siedlecka: Wojna z uchodźcami
Strona polska tak, strona mińska inaczej
Pan Wąsik nawija: „To mężczyźni, głównie młodzi, w wieku poborowym, silni. Nic nie wskazuje, że grozi im coś złego w ich kraju. Dlaczego przybyli na granicę? To ciąg do Unii Europejskiej, ciąg do luksusu”, natomiast inaczej na to zapatrują się niektórzy przedstawiciele drugiego sortu, powiadając, że są tam osoby w różnym wieku i w niekoniecznie dobrym stanie fizycznym.