Na posiedzeniu Sejmu 11 sierpnia – tym ze sławną reasumpcją – PiS był pewny siebie. Jarosław Kaczyński zebrał większość do poparcia zmiany ustawy o radiofonii i telewizji, która – gdyby weszła w życie – utrudniłaby życie amerykańskim właścicielom TVN, bo wprowadzała zakaz udzielania koncesji naziemnej nadawcom kontrolowanym przez spółki spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Discovery musiałoby odsprzedać udziały w TVN lub pogodzić się z ograniczeniem liczby widzów (telewizja mogłaby nadawać jako satelitarna lub kablowa). Oficjalnie ustawa miała strzec rynku medialnego przed kapitałem chińskim, rosyjskim, arabskim, a nawet narkobiznesem. Poza mikrofonem rządzący przyznawali, że chodzi o TVN i dodawali, że Kaczyński traktuje ten projekt bardzo serio.
Koniec lex TVN. Jak było naprawdę – nie wiemy
I nagle plan się posypał. 15 sierpnia Andrzej Duda w przemówieniu z okazji Święta Wojska Polskiego oznajmił, że Polska będzie dotrzymywała zobowiązań sojuszniczych „nie tylko dotyczących współpracy militarnej i bezpieczeństwa, ale także dotyczących współpracy gospodarczej i handlowej”.
Kilka dni później ojciec prezydenta Jan Duda – radny PiS z Małopolski – podkreślił, że Andrzej Duda będzie chronił wolność słowa. Prezydent w TVP Info nazwał zaś ustawę „kontrowersyjną” i „niezrozumiałą dla Amerykanów”. Otoczenie prezydenta zaczęło wysyłać przecieki, że będzie weto. I że jest to decyzja samodzielna.
Jak było naprawdę – nie wiemy. Hipotezy o zmianie zdania Kaczyńskiego i przyzwoleniu na weto nie można wykluczyć; jeden z posłów PiS uważa wręcz, że nie można sobie pozwolić na drażnienie USA, gdy staramy się o ekspresowy zakup amerykańskich czołgów i zarazem grozi nam konflikt z Rosją.