Wszyscy wiedzieli, że rozstanie wkrótce nastąpi, ale mało kto spodziewał się, że już teraz. Gdy w kilkudziesięciu miejscach w całej Polsce rozpoczynały się protesty w obronie wolnych mediów, Piotr Müller stwierdził, że wicepremier Jarosław Gowin wylatuje z rządu (ogłoszenie tej decyzji ustami rzecznika rządu miało być dodatkowym upokorzeniem dla lidera Porozumienia). Jednocześnie okazało się, że PiS zdecydował się poddać pod sejmowe głosowanie ustawę anty-TVN już w środę. Polska polityka, która mimo trwających wakacji daleka była od spowolnienia, nagle przyspieszyła.
Czytaj też: USA surowo o lex TVN. Biden nie odpuści ekipie PiS
Ilu odejdzie, ilu przyjdzie
Trudno teraz rozstrzygnąć, czy Jarosław Kaczyński zdecydował się przyspieszyć przeciągające się już od kilku tygodni rozstanie z Gowinem pod wpływem impulsu, czy chłodnej kalkulacji. Prezes PiS musiał uznać, że dalsze spory i targi z partnerem koalicyjnym bardziej szkodzą jego partii niż Porozumieniu. Wiadomo było, że Zjednoczonej Prawicy już nic nie sklei, negocjacje dotyczące kolejnych projektów były tylko pozorowane, de facto trwało już poszukiwanie winnego rozpadu koalicji. Teraz kluczowe jest pytanie „co dalej?”.
Najpilniejsza kwestia dotyczy bieżącej sejmowej arytmetyki: czy PiS ma większość w Sejmie, czy ją stracił. Klub PiS liczy obecnie 231 posłów, czyli teoretycznie dokładnie tylu, ile potrzeba. Ważne jest więc, ilu posłów odejdzie razem z Gowinem: trwają spekulacje, czy będzie ich czterech, sześciu, czy może ośmiu.