Kraj

Gierki PiS w sprawie TSUE w Brukseli już raczej nie przejdą. A zegar tyka

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i premier Mateusz Morawiecki Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i premier Mateusz Morawiecki Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Gdyby zgłoszone przez rząd Mateusza Morawieckiego propozycje w sprawie wyroku TSUE były pozorne i gdyby KE dla świętego spokoju na nie przystała, byłaby to jej moralna i polityczna kompromitacja. Nic jednak nie wskazuje, że gotowa jest obejść się byle czym.

Za niecałe dwa tygodnie rząd PiS ma przedstawić Komisji Europejskiej propozycje, jak zamierza wykonać wyrok TSUE w sprawie postępowania dyscyplinarnego wobec sędziów. Wykonania orzeczenia europejskiego Trybunału Sprawiedliwości zażądało w bezprecedensowym apelu do władz 40 proc. wszystkich polskich sędziów i 376 niezależnych prokuratorów. Brak reakcji polskiego rządu spotęguje chaos, bo polscy sędziowie sami będą wykonywać ten wyrok, z konieczności łamiąc niekonstytucyjne prawo uchwalone przez polskie władze.

Czytaj też: Wojna PiS z UE może być jeszcze droższa

PiS wpakował się w kłopot wyrokiem Trybunału Przyłębskiej

Początkowo wyglądało na to, że rząd Mateusza Morawieckiego nie zamierza wyroku TSUE wykonywać w ogóle: szykował kontrwyrok Trybunału, którego prezesem jest Julia Przyłębska. W dniu wydania przez TSUE orzeczenia Trybunał Przyłębskiej w sile pięciorga sędziów miał orzec, że zastosowanie się do wyroków TSUE dotyczących polskiego wymiaru sprawiedliwości złamałoby polską konstytucję, a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, orzekając w takich sprawach, przekracza swoje kompetencje.

Ale Trybunał Przyłębskiej nie orzekł niczego. Odroczył sprawę do 31 sierpnia pod pozorem przekazania jej na pełny skład. Jest dość prawdopodobne, że odroczy ją znowu. I znowu. Rząd postanowił bowiem nie iść z Komisją Europejską na zwarcie i nie zawężać sobie jeszcze bardziej pola manewru w negocjacjach takim wyrokiem polskiego Trybunału (w razie czego musiałby go zlekceważyć).

Reklama