Główne wydarzenie rozpocznie się w „godzinę W”, o 17:00 na Rondzie Dmowskiego. Stamtąd narodowcy wyruszą, podobnie jak w poprzednich latach, na plac Krasińskich. Tam, jak zapowiadają organizatorzy, demonstracja zostanie rozwiązana, po niej nastąpi część artystyczna: wystąpienie słowno-muzyczne Norberta „Smoły” Smolińskiego. To scenariusz znany chociażby z marszu w 2020 r., w czasie którego doszło do jednego z najgłośniejszych incydentów pomiędzy środowiskami narodowymi a lewicą. Na wysokości Ronda de Gaulle’a, tuż po wejściu czoła demonstracji w Nowy Świat, kilku uczestników wspięło się na rusztowanie jednej z kamienic, żeby zdjąć przymocowaną do ostatniej kondygnacji tęczową flagę z nadrukowanym znakiem Polski Walczącej. Demonstranci zrzucili ją na ziemię, gdzie tłum próbował ją podrzeć, a następnie podpalić. W obronie flagi stanęła jedna z kobiet obserwujących marsz, pod jej adresem posypały się obelgi, kilku mężczyzn osaczyło ją w bramie sąsiedniej kamienicy. Policja długo nie interweniowała, ostatecznie kobietę chronił przed tłumem jeden funkcjonariusz.
Czytaj także: Kontrowersje wokół zrzutki na Straż Narodową
Marsz bez wzmacniaczy
Tym razem do powtórki może już nie dojść, przynajmniej w tym samym miejscu. Pomimo próśb organizatorów wydarzenia: stowarzyszenia Marsz Niepodległości, Rot Marszu Niepodległości i Straży Narodowej, warszawski ratusz nie zgodził się na zdjęcie blokad drogowych, które na weekendy ustawiane są na końcach Nowego Światu. Zapory te blokują ruch samochodowy, a ich obecność uniemożliwi przejechanie samochodu z nagłośnieniem. Z tego względu Narodowcy nie będą w stanie użyć wzmacniaczy i mikrofonów na całej długości marszu, na co swoim sympatykom skarżył się już szef Marszu Niepodległości Robert Bąkiewicz. W piątkowym wystąpieniu dla kanału YouTube „Media Narodowe” prosił uczestników niedzielnego wydarzenia o wyrozumiałość, podkreślając, że starał się przekonać władze do zdjęcia blokad. Jednak „miasto nam nie pomaga” – stwierdził Bąkiewicz.
W tej chwili trudno oszacować, ile osób stawi się w niedzielę na marszu. Organizatorzy stworzyli w tym celu osobny profil na Facebooku, ale dotychczas polubiło go zaledwie niecałe 500 użytkowników. To jednak dane mylące, bo polscy narodowcy już dawno przenieśli się na inne platformy społecznościowe. Dzięki Mediom Narodowym parasolem, pod którym kryje się szereg prawicowych internetowych inicjatyw mediowych, są przede wszystkim kanały na YouTube. Sam trwający niemal godzinę wczorajszy program z Bąkiewiczem odtworzono ponad 2 tys. razy, jego zwolennicy mobilizują się też przez mniej popularne w Polsce serwisy, jak chociażby Discord. Dbają też o zabezpieczenia – stąd chociażby wewnętrzna reguła członków Straży Narodowej, by komunikować się ze sobą wyłącznie za pomocą szyfrowanego, uznawanego za jednego z najtrudniejszych do zinfiltrowania komunikatora Signal.
Czytaj też: Jak PiS rozgrywa narodowców
Bojowy duch narodowców
Na zamkniętych grupach wśród narodowców przed niedzielą panuje raczej bojowy duch. Użytkownicy przypominają ubiegłoroczne wydarzenie z tęczową flagą na Nowym Świecie, wielu głośno zastanawia się, czy środowiska lewicowe przygotowują kontrmanifestację. W tym roku jednak równie ważnym tematem dyskusji jest pandemia, a dokładniej – ewentualny obowiązek szczepień przeciwko koronawirusowi. W prawicowych mediach społecznościowych użytkownicy mobilizują się do uczestnictwa w niedzielnym marszu również dlatego, że może być to jedna z ostatnich okazji do publicznej manifestacji poglądów, „zanim znowu zamkną nas wszystkich w domach”.
W tych grupach jest też silna synergia pomiędzy prawicowym radykalizmem a ruchami antyszczepionkowymi. Roi się tam od postów popularyzujących teorie spiskowe o rzekomych „twórcach” koronawirusa i ludziach – najczęściej liberałach i amerykańskich miliarderach – którzy mają na pandemii się bogacić. Przedstawiana w jednoznacznie dobrym świetle, zwłaszcza w ostatnich dniach przed rocznicą powstania, jest też działalność Brygady Świętokrzyskiej, chwalonej za bohaterski opór wobec sowieckich komunistów.
Gotowi na starcie z lewicą
Ekosystem polskich organizacji skrajnej prawicy rozrósł się już na tyle, że narodowcy są w stanie wydarzenia takie jak niedzielny marsz przygotować praktycznie własnymi siłami. Wśród organizatorów demonstracji jest też Straż Narodowa, powołana przez Bąkiewicza do ochrony kościołów w czasie ubiegłorocznej fali protestów organizowanych przez Strajk Kobiet. Jej członkowie przygotowują się do ewentualnego starcia z lewicą – do czego przydać ma się szkolenie z samoobrony i technik walk ulicznych, w tym kurs nauki używania broni palnej.
Co więcej, po raz pierwszy od wielu lat narodowcy nie mogą narzekać na problemy finansowe. W czerwcu Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej, instytucja podlegała nadzorowi ministra kultury Piotra Glińskiego, przyznała podmiotom organizującym niedzielne wydarzenie łącznie aż 3 mln zł państwowych dotacji. Jak informowała „Gazeta Wyborcza”, stowarzyszenie Marsz Niepodległości otrzymało 1,3 mln zł, a Straż Narodowa – aż 1,7 mln.
Czytaj też: Trzaskowski, Antifa, Soros. Polska prawica na tropie spisków
Pytania bez odpowiedzi
Mimo to na Marsz Powstania Warszawskiego pieniądze zbierane są w internecie. Na portalu Zrzutka.pl do tej pory zebrano tylko 3450 zł z ustawionego na 10 tys. zł celu. Biorąc jednak pod uwagę skalę publicznych dotacji, trudno spodziewać się, by marsz mógł nie odbyć się z powodów finansowych. Przed publikacją tego tekstu „Polityka” próbowała zadać przedstawicielom instytucji przygotowujących niedzielne wydarzenie pytania o ich przebieg i źródła finansowania. Żadna z tych, do których się zwróciliśmy, nie przesłała swoich odpowiedzi.
Pytaliśmy m.in. o to, czy marsz ochraniać będą członkowie Straży Narodowej, z jakich środków finansowane będzie wydarzenie, czy wezmą w nim udział zagraniczne organizacje prawicowe. Ani Marsz Niepodległości, ani Roty nie odpowiedziały. Robert Bąkiewicz z kolei wyraził chęć rozmowy pod warunkiem pełnej autoryzacji, ale we wskazanym przez siebie dostępnym czasie nie odbierał już telefonu.
Czytaj też: Polskie zbiórki narodowe
Czy Trzaskowski rozwiąże marsz?
W najbliższą niedzielę polscy narodowcy zrobią zapewne to, co robią co roku o tej porze: przejdą ulicami Warszawy, regularnie wykrzykując hasła podpadające pod mowę nienawiści i nawoływanie do przemocy. Niewiadome są w tej chwili tylko dwie: czy dojdzie do jakiegokolwiek zderzenia z lewicą i jak wobec demonstrantów zachowa się władza, a zwłaszcza policja. W przeszłości prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz potrafiła rozwiązać marsz w jego trakcie, Rafał Trzaskowski dotychczas nie posunął się tak daleko. Niewykluczone jednak, że radykalizacja nastrojów społecznych i duże ryzyko bezpośredniej konfrontacji może go do tego prędzej czy później zmusić.
Czytaj też: Wyznania polskiego narodowca