PiS rządzi Polską za pomocą trzech narzędzi: siania chaosu, przedstawiania swych przeciwników i krytyków jako rzekomych zdrajców, agentów wpływu i wrogów katolickiej tożsamości narodu oraz metodą gruszek na wierzbie połączonych z szykanami wobec tych, którzy nie podzielają pisowskiej propagandy sukcesu rodem z PRL.
Orzeczenie Trybunału mgr Przyłębskiej w sprawie zgodności prawa europejskiego z naszą konstytucją to przykład siania chaosu prawnego i politycznego. Posłuży pisowskiej władzy do dalszego i głębszego uwikłania Polski pod jej rządami w konflikt z kluczowymi instytucjami Unii Europejskiej: Komisją Europejską, Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz Parlamentem Europejskim.
Władza igra z ogniem
Nie trzeba być znawcą niuansów prawa polskiego i unijnego, by dostrzec, że jest to kurs na kolizję. PiS sprawuje dziś kontrolę polityczną nad naszym Sądem Najwyższym, Trybunałem Konstytucyjnym, resortem sprawiedliwości, ministerstwem spraw zagranicznych, ma (chwiejną) większość w Sejmie, a prezydentem RP jest człowiek, który nie stanął w obronie zasad praworządności opisanych w naszej konstytucji. Obecna władza igra z ogniem, wdając się w dyskusje prawne z UE w duchu konfrontacyjnym.
Tak jakby nie poczuwała się do respektowania polskiej konstytucji i zawartych przez demokratyczne państwo polskie zobowiązań międzynarodowych, ilekroć jest to dla niej niewygodne. Jej celem jest upolitycznienie po swojej linii aparatu państwa i prawa. Działając w ten sposób, realizuje nie interesy Polski, tylko obozu rządzącego. Wszystkie zastrzeżenia zgłaszane przez Komisję Europejską do „deformy” polskiego wymiaru sprawiedliwości nie są ingerencją w nasze wewnętrzne sprawy, tylko wezwaniami do naprawienia błędów i naruszeń popełnionych przez rządy „zjednoczonej prawicy” w odniesieniu do tych zobowiązań, jakie Polska dobrowolnie przyjęła, wstępując do UE. Wśród nich do przestrzegania zasady prymatu prawa unijnego przed prawem państw członkowskich w określonych w traktacie europejskim dziedzinach.
Unia Europejska może – tylko – naciskać
Unia nie ma zamiaru ani środków, by siłą wymóc na państwach członkowskich naprawienie takich nadużyć. Jest tworem opartym na zasadzie budowania wspólnej zgody na jej politykę i szukania zdrowego kompromisu w kwestiach spornych. To oznacza, że młyny unijne zwykle mielą powoli, ale nie oznacza, że Unia pozwoli na wykorzystywanie tej sytuacji do torpedowania jej działania. Uchwalony przez UE popandemiczny Fundusz Odbudowy wiąże korzystanie z tych ogromnych środków pomocy z przestrzeganiem zasady praworządności.
Unia właśnie skorzystała z tego rozwiązania w sprawie homofobicznej ustawy przyjętej na Węgrzech pod rządami Viktora Orbána. To samo może się zdarzyć z Polską pod rządami Jarosława Kaczyńskiego, jeśli obecna władza nie zrezygnuje z konfrontacji z Unią na polu praworządności. Zawsze znajdą się prawnicy, konstytucjonaliści, politycy, funkcjonariusze propagandy, którzy staną po stronie obecnej władzy w tej konfrontacji. Bronią swych interesów i swojej ideologii, nie patrząc na dalekosiężne i negatywne tego skutki.
Polska jako „chory człowiek” Unii
Tymczasem naród polski wypowiedział się w referendum za konstytucją uchwaloną przez demokratyczny parlament i podpisaną przez prezydenta RP. Przyjęta została jeszcze przed wstąpieniem naszego kraju do UE, ale zawiera artykuły pozwalające odrzucić wątpliwości zgłaszane z powodów czysto politycznych w kwestii pierwszeństwa prawa. Art. 2: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym”; art. 9: „Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego; art. 87: „Źródłami powszechnie obowiązującego prawa RP są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe (czyli także traktat o UE) oraz rozporządzenia”.
Artykuły konstytucji w rękach populistów i nacjonalistów są jednak albo ignorowane (jak w przypadku „deformy” sądownictwa), albo naciągane tak, by „ciemny lud” oburzał się rzekomym wtrącaniem się „Brukseli” w polskie sprawy. I w pewnym stopniu to działa, bo kto by chciał podległości zamiast niepodległości swego kraju. Tylko że Unia nie jest jakimś ciałem zewnętrznym wobec Polski, ale strukturą transnarodową, do której Polska dobrowolnie przystąpiła i zgodziła się na wszystkie tego konsekwencje. Przez kolejne dekady na członkostwie wyszliśmy dobrze, a kolejka do Unii ustawia się i dziś.
Polska pod rządami Kaczyńskiego postrzegana jest w europejskich kuluarach coraz częściej jako „chory człowiek” Unii. Opinii europejskiej trudno zrozumieć i zaakceptować skrajny eurosceptycyzm obecnego obozu rządzącego. Nadciąga zmęczenie taką Polską we Wspólnocie. Podobne do tego, jakie wyraził premier Holandii Rutte względem Orbána: Jak się wam taka Unia nie podoba, to z niej wyjdźcie. Sęk w tym, że większość obywateli Polski wychodzić nie chce. Stają się zakładnikami i ofiarami polityki antyeuropejskiej rządzących elit, które chcą mieć stuprocentowy komfort rządzenia bez odpowiedzialności za jego skutki. Pisowska metoda chaosu może przynieść tylko chaos.