Sąd Najwyższy potwierdza: zakaz zgromadzeń rząd ustanowił sprzecznie z prawem. Konkretnie: bez podstawy prawnej. To pierwszy taki wyrok SN. Wydali go, po kasacji RPO, sędziowie Izby Karnej SN Zbigniew Puszkarski, Andrzej Tomczyk i Paweł Wiliński.
Czytaj też: Pół roku po wyroku TK. Aborcja Bez Granic pomogła 17 tys. Polek
Sąd Najwyższy o zakazie zgromadzeń. Jaki ten wyrok ma znaczenie
Władza PiS wprowadziła zakaz zgromadzeń publicznych innych niż wcześniej zarejestrowane i nie liczniejsze niż pięć osób niedługo przed tym, jak Trybunał Julii Przyłębskiej wydał wyrok antyaborcyjny, który spowodował masowe protesty w całej Polsce. Dwóch mężczyzn, w których sprawie RPO wniósł kasację, uczestniczyło w takim właśnie proteście w Tarnowskich Górach – dostali po 500 zł mandatu.
Podstawą zakazu zgromadzeń – wydanego rozporządzeniem – była ustawa o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych. RPO argumentował, że ustawa nie daje podstawy do zakazania zgromadzeń spontanicznych, bo są one realizacją konstytucyjnej wolności zgromadzeń, korzystanie z której można co najwyżej ograniczyć, nie zaś całkowicie ją znieść. A w dodatku można to zrobić tylko ustawą, w żadnej mierze nie rozporządzeniem.
To rozumowanie potwierdził Sąd Najwyższy. Jest to wyrok w jednostkowej sprawie, nie uchwała mająca moc zasady prawnej, ale ma znaczenie dla innych spraw, które zawisły przed sądami powszechnymi. Nie dotyczy osób już prawomocnie ukaranych na podstawie niekonstytucyjnego rozporządzenia. Chyba żeby Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN zechciała uwzględnić ich skargi wniesione za pośrednictwem Prokuratora Generalnego – w którego wolę w tej sprawie trudno wierzyć. Albo RPO (już nowy) zechciałby się w to zaangażować.
Czytaj też: Czy policja przestała być państwowa i stała się partyjna?
Sądy sądami, a władza PiS robi swoje
Nie wiadomo, ile osób w Polsce zostało ukaranych na mocy bezprawnego prawa. Wiadomo, że rząd miał jasność, że to prawo jest bezprawne. RPO Adam Bodnar wielokrotnie to sygnalizował, a sądy orzekały.
Działo się to już w sprawie zakazów pandemicznych z wiosny ubiegłego roku dotyczących noszenia maseczek i ograniczeń w poruszaniu się. A potem – zamykania restauracji, instytucji kultury, hoteli itp., czyli ingerowania w wolność gospodarczą. Rzecznik sygnalizował, że nie można ograniczać konstytucyjnych praw i wolności rozporządzeniami. Zwracał uwagę, że niektóre z tych praw i wolności można ograniczać jedynie po wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego. Rząd to świadomie ignorował, bo stan nadzwyczajny nie opłacał mu się z przyczyn politycznych. A poza tym zmusiłby do wprowadzenia systemu odszkodowań. Jednocześnie władza zabiegała o prawne zagwarantowanie sobie nieodpowiedzialności za bezprawne działania i ich skutki przez wprowadzenie do kodeksu karnego przepisu immunizującego funkcjonariuszy publicznych.
Rząd świadomie wprowadził stan permanentnego bezprawia egzekwowanego za pomocą często podobnie bezprawnych działań policji. Samym zaś policjantom zapewnia się bezkarność: wewnętrzne postępowania dyscyplinarne prowadzi się do przedawnienia deliktu, które następuje po 90 dniach (dla porównania: delikty dyscyplinarne sędziów przedawniają się po pięciu latach). Właśnie Komendant Stołeczny Policji doprowadził do takiego przedawnienia bezprawnego zatrzymania i skucia działaczy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, którzy jechali z Poznania do Warszawy, by wziąć udział w protestach po antyaborcyjnym wyroku Trybunału Przyłębskiej.
Z sytuacją świadomego forsowania bezprawia mieliśmy też do czynienia w przypadku zarządzenia premiera w sprawie „wyborów kopertowych”.
Władza świadomie łamie prawo, sądy stwierdzają ten fakt i co? I nic. Niektórym obywatelom udaje się uniknąć kary, innym nie: są bezprawnie ukarani i nic z tym nie mogą zrobić. A władza dalej robi swoje. Bezwstydnie, bo wstydzić się nie musi, dopóki ma w sondażach 30 proc. poparcia. Na razie jednym palcem uderzyła się w piersi za nepotyzm, bo widocznie taka potrzeba wyszła jej z badań. Za bezprawie najwidoczniej elektorat uderzania się w piersi nie wymaga.
Czytaj też: Pod domem prezesa PiS odtańczono poloneza