W „biało-czerwonej drużynie” neoKrajowej Rady Sądownictwa pojawiają się frakcje, a Zbigniew Ziobro nie jest już rozgrywającym. NeoRada nadal realizuje interesy władzy, ale głównie dlatego, że rymują się z interesami większości jej członków. Jednak w ostatnich działaniach neoKRS pojawiają się zaskoczenia. Przykład: „główny kadrowy”, były wiceminister od sądownictwa, sędzia Łukasz Piebiak nie dostał nominacji do Sądu Najwyższego (na otarcie łez ma rekomendację do NSA), chociaż większość sędziów w neoKRS jemu zawdzięcza swój awans. Odpadła też żona zastępcy rzecznika dyscyplinarnego dla sędziów Michała Lasoty, tak jak Piebiak startująca do Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN.
NeoKRS powołano w marcu 2018 r. po bezprawnym, acz autoryzowanym przez Trybunał Julii Przyłębskiej, rozwiązaniu dotychczasowej Krajowej Rady Sądownictwa. Jak to przy tego typu przedsięwzięciach PiS bywa, przy powoływaniu nowych członków połamano nawet neoprawo autorstwa PiS. Udowodniły to listy poparcia sędziów, których częściowe ujawnienie udało się wymusić na władzy dzięki akcji sędziego Pawła Juszczyszyna z Olsztyna. Sędzia zapłacił za to postępowaniem dyscyplinarnym i odsunięciem od orzekania.
Po ujawnieniu list okazało się, że przynajmniej jeden z członków neoKRS – Maciej Nawacki (przełożony Juszczyszyna) – nie zebrał wymaganej liczby podpisów poparcia. A większość wybranych do neoKRS zebrała podpisy od sędziów, którzy zawdzięczali Ministerstwu Sprawiedliwości awanse i posady dla siebie lub/i swoich rodzin. 49 osób było delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości, 36 powołano na stanowiska prezesów sądów, 26 na stanowiska wiceprezesów. A po wyborze neoKRS 60 sędziów popierających kandydatów otrzymało nominacje na wyższe stanowiska sędziowskie. Wyliczenie opiera się na niepełnych danych i nie uwzględnia profitów dla rodzin, a także bonusów typu atrakcyjna fucha, np.