Manuela Gretkowska ma 42 lata, pochodzi z łódzkich Bałut – dzielnicy szemranej, robotniczej i biednej. Ale Gretkowscy to bałucka elita, porządna, wierząca rodzina; mama była przez 30 lat oddziałową w szpitalu psychiatrycznym, tata na neurologii, a potem został inspektorem sanepidu. Siostra pracuje na Uniwersytecie Łódzkim, pomaga zagranicznym studentom odnaleźć się w Polsce. Manuela mówi, że mama nosi moherowe berety, a tata łoży na budowę nowych kościołów i nigdy nie czyta jej książek, bo uważa, że musiałby się z tego spowiadać.
Najdawniejsi znajomi Manueli pamiętają, że w szkole pisała świetne wypracowania, chodziła z głową w chmurach, uduchowiona i rozmarzona – zdawało się, że mizeria codzienności jej nie dotyczy. Ale wśród znajomych istnieje także teoria, według której dzieci z biednych dzielnic są w życiowych dążeniach skuteczniejsze niż te z willi, bo zdeterminowane – i właśnie Manuela, grając osobowościami, wciąż to udowadnia.
Ostatnio promując Partię Kobiet w Łodzi opowiadała dawnym kolegom z dzielnicy o swojej babci włókniarce, która co dzień przemierzała pieszo 10 kilometrów do fabryki. Babcia chorowała na serce i zmarła z wycieńczenia – mówiła Gretkowska płacząc, a sala pochlipywała razem z nią.
– Uwielbiam Bałuty, przez skórę je wchłonęłam mentalnie – przyznaje pisarka.
•
Najnowsza książka Manueli Gretkowskiej „Kobieta i mężczyźni” właśnie się ukazała. Wydawnictwo ruszyło z promocją w mediach. Tymczasem autorka siedzi w kręgu kobiet i mężczyzn na szkoleniu członków swojej świeżo zarejestrowanej w sądzie Partii Kobiet. Temat szkolenia: moje cele w życiu. Uczestnicy są pełni zapału.
– Poszłam na otwarte spotkanie z Manuelą, kiedy mówiła o potrzebie powstania Partii Kobiet – opowiada Małgorzata Marczewska, trenerka interpersonalna, która służy partii swoją wiedzą i lokum w centrum Warszawy. – Przyszło 400 osób. Siedziałam z boku na scenie i byłam pod wielkim wrażeniem Manueli i entuzjazmu, jaki wywołuje w ludziach.
Podczas szkolenia liderka partii dzierga na drutach – tworzy w wełnie moherowej. Zajęcia tego typu uspokajają i wywołują zaufanie wśród zebranych. To najnowsze wcielenie Manueli: stateczna, godna zaufania kobiecość. Uczestnicy szkolenia znają literacką twórczość prezeski partii, a jeśli coś im umknęło, zawsze mogą sięgnąć na półkę w sali szkolenia – znajdą tam kompletną bibliografię. Gretkowska napisała 11 książek i jadła chleb z wielu pieców.
Wcielenie pierwsze: pisarka
Wydana w 1991 r. pierwsza książka Manueli Gretkowskiej „My zdies’ emigranty” była jak objawienie nowej, wolnościowej prozy polskiej. Dosadnie pisane obrazki z życia młodej azylantki politycznej w Paryżu, przeplatane jej badaniami do pracy doktorskiej o biblijnej Marii Magdalenie, pogłaskał pochlebną recenzją sam Czesław Miłosz. W Polsce o tej nowej kobiecej literaturze mawiało się złośliwie menstruacyjna albo waginalna. Krytycy mianowali Manuelę skandalistką, a jej to nie przeszkadzało. Nie miała też nic przeciw temu, aby brano ją za radykalną feministkę.
– Dla Manueli ważne było, żeby o niej w ogóle mówili – pamięta dawny znajomy.
– Gretkowska była feministką, zanim wiele z nas zaczęło nimi być – uważa Agnieszka Graff, feministka, amerykanistka, wykładowczyni studiów genderowych. – Pisała ostre, feministyczne teksty do „brulionu”.
W pozaksiążkowym życiu Manuela Gretkowska, studentka filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim, wyjechała do Paryża w połowie lat 80. z jedynym bagażem – małym wojskowym plecakiem. Wyjazd był koniecznością zwłaszcza dla jej męża, Cezarego Michalskiego, obecnie pisarza, prawicowego dziennikarza i zastępcy naczelnego „Dziennika”, wtedy aktywnego działacza ruchu Wolność i Pokój, protestującego przeciw służbie w ludowym wojsku. Byli jednymi z ostatnich polskich azylantów politycznych.
– Mieliśmy do wyboru: strzelaj albo emigruj – mówi pisarka. – Ilość agresji, frustracji i beznadziei była w Polsce przeogromna. Nie potrafiłam żyć na kolanach.
Zaczął się zwyczajny polski emigrancki paryski bruk – spanie kątem u znajomych, praca w fabryce butów i kaset magnetofonowych, nocne dyskusje przy najtańszym winie. Wreszcie pierwsze z Cezarym wynajęte mieszkanie: dziura w dachu i grzyb na ścianie łazienki, ale to jednak był Paryż. Manuela opowiada o leczeniu się z peerelowskiej świadomości: zajęli się z mężem przerzucaniem maszyn drukarskich dla opozycji w kraju. Sprzęt jechał z Watykanu, trzeba było dzwonić i umawiać dostawę. Kiedyś, pamięta, musiała pomylić numer, bo usłyszała słowa „nie istnieje”. – W tej mojej paranoi komunistycznej pomyślałam: mój Boże, Watykan nie istnieje – śmieje się dzisiaj. – Ale żyliśmy w takim obłędzie, że wszystko było możliwe.
– Tak naprawdę Manuela nie wiedziała, czym się zająć. Fascynowała ją magia, gnoza, tarot, pisała pracę doktorską, ale w końcu jej nie obroniła – wspomina bliski znajomy z czasów paryskich. – Cezary rozmawiał wyłącznie na tematy polityczne, a ona była wyłącznie żoną Cezarego.
Na emigracji Gretkowska napisała jeszcze dwie książki: „Tarot paryski” i „Kabaret metafizyczny”. Opowiada, że sekretarzowała Józefowi Czapskiemu, znanemu polskiemu malarzowi i literatowi. Chciała napisać doktorat z tarota, ale francuska uczelnia nie przyznała jej stypendium. Wróciła do Polski w wieku 30 lat, po rozwodzie z mężem, ale już jako znana pisarka pokolenia nowych młodych gniewnych.
•
Poranny program telewizji komercyjnej łączy się na żywo z podwarszawskim domem Gretkowskiej. Na ekranie Manuela, drobna, miło uśmiechnięta blondynka z dodającym powagi odcieniem siwości, występuje wraz z 6-letnią córką Polą. Mówi, że zakłada partię, bo dla polskich kobiet przyszedł czas działania. Namawia je do wyjścia poza granicę lęku, frustracji i rozczarowania. Dość dyskryminacji płciowej! O córce i do córki mówi: Polka.
Z Partią Kobiet sympatyzuje wiele znanych pań. – Wierzę głęboko w to, że pani Gretkowska mówi w imieniu ogromnej liczby kobiet, w tym i moim, i że jest iskrą zapalną ogromnego płomienia lub, jak kto woli, pierwszym kamieniem w lawinie – mówi Kayah, piosenkarka, wielbicielka prozy Gretkowskiej. – Jest wrażliwą pisarką, ale w tym kontekście trafniej byłoby powiedzieć – wrażliwą na krzywdę i niesprawiedliwość. Jedno jest pewne – na apele i akcje Partii Kobiet nie pozostanę obojętna i jeśli tylko mój udział na cokolwiek się przyda, a będę fizycznie zdolna stanąć do zadania, zgłoszę swój akces.
Nową książkę Manueli Gretkowskiej wydawca zachwala jako powieść dojrzałą, a to współgra z nowym, politycznym, poważnym wcieleniem autorki. Gretkowska przyznaje, że jej sposób patrzenia na świat zmienił się, kiedy skończyła 40 lat. Mówi: – Jakby waga życia przechyliła się na drugą stronę – ta druga strona okazała się ważniejsza.
Wcielenie drugie: matka
– Poznałam Manuelę w 1994 r., kiedy zakładałyśmy polską edycję czasopisma „Elle” i szybko się zaprzyjaźniłyśmy – wspomina Tessa Capponi-Borawska, dziennikarka, wykładowczyni na wydziale italianistyki Uniwersytetu Warszawskiego. – Ma świetne poczucie humoru, jest serdeczna i godna zaufania. Bardzo dojrzała po urodzeniu córeczki.
Gretkowska została zastępczynią redaktorki naczelnej polskiego „Elle”. Niby stała porządna posada, ale jakoś nudno. W dodatku, jak mówi, nie czuła sympatii dla kraju. W porównaniu z Paryżem tu był istny chaos. Ta cała, pożal się Boże, polska mentalność – żadnej otwartości w zachodnim stylu. Zawiść na każdym kroku. Wytrzymała trzy lata, wydała jedną książkę – „Podręcznik do ludzi”. Nic jej w Polsce nie trzymało.
– Wyjechałam do Szwecji z powodów uczuciowych – mówi Manuela Gretkowska. – Zakochałam się, a mój śpiący królewicz akurat siedział w lodach Arktyki. Śpiący królewicz to Piotr Pietucha, 52 lata, ojciec ich córki Poli, socjolog, Polak z obywatelstwem szwedzkim. Przez 15 lat pracował na oddziale psychoz sztokholmskiego szpitala. To z tęsknoty za Polską – odpowiadał, gdy Szwedzi pytali o wybór miejsca pracy.
Służba wojskowa Piotra w Polsce przypadła akurat na stan wojenny. Wyjechał na początku lat 80. z zamiarem niewracania. Podobnie jak Manuela miał wiele zastrzeżeń do ojczyzny. Za to szwedzki system podobał się obojgu: równouprawnienie, logiczne przepisy prawne, szacunek dla obywatela. W Szwecji Gretkowska napisała cztery książki, wśród nich nominowaną do nagrody Nike „Polkę”, przejmujący pamiętnik kobiety, która ma zostać matką.
Pola urodziła się w 2001 r., w tym samym roku Gretkowska z Pietuchą wrócili na stałe do Polski. Długo o tym rozmawiali: ona chciała tam, gdzie ciepły klimat, już najchętniej do Afryki. On wolał północny chłód. Polska była pośrodku.
– Dla mnie celem życia jest wychowanie dziecka – deklaruje dziś Gretkowska. – A to jest operacja na otwartym mózgu i sercu. Dziecko to bardzo skomplikowany mechanizm – można je łatwo spieprzyć na wieki wieków amen. Kocham spędzać czas z córeczką. Chciałabym być przedszkolanką – to najfantastyczniejszy zawód na świecie. Moja córeczka i mój związek są dla mnie najważniejsze.
Tymczasem po powrocie do Polski okazało się nieoczekiwanie, że Pola – dziecko legalne w Szwecji – ma kłopoty w kraju rodziców. Nosi imię, którego nie przewiduje oficjalna lista imion. Nie można jej nadać nazwiska matki. Mimo że urodziła się z najwyższą punktacją w skali Apgara, musi być leczona. Piotr i Manuela wydawali majątek na kolejne badania córki, które ich zdaniem nie były uzasadnione. Dla Gretkowskiej to symboliczne – Pola została pasowana na Polkę. Na szczęście ma zapasowe obywatelstwo, będzie jej łatwiej, gdyby kiedyś z bycia Polką zrezygnowała. Albo gdyby partii założonej przez jej matkę nie udało się poprawić losu kobiet. Dorosłe dzieci Piotra mieszkają w Sztokholmie i Berlinie.
•
Na zdjęciu promującym Partię Kobiet same piękne, energiczne, zadbane kobiety, trochę w stylu modelkowatym, wśród nich przewodnicząca Gretkowska w zwiewnej letniej sukience. No i zaraz dzwonią potencjalne wyborczynie: A dlaczego to – pytają – wszystkie jesteście takie piękne i zadowolone? Czy to tak według was wyglądają typowe Polki? Zdjęcie pójdzie do przeróbki – zapada decyzja w sztabie partii – doda się jeszcze plan z kobietami zwykłymi. Dla Manueli to kolejne doświadczenie w życiu politycznym.
– Żyjąc na wsi unikałam ludzi, nie chodziłam na rauty, najwyżej raz w roku na czyjeś urodziny – tłumaczy. – I nagle rzuciłam się w wir. Nie zdawałam sobie sprawy, że polityka to praca przez okrągłą dobę, zwłaszcza w momencie tworzenia partii. Teraz rozumiem, dlaczego tak mało kobiet działa w polityce. Muszę teraz uważać, żeby tego nie zawalić – żeby pierwszy tak masowy zryw w tym kierunku nie okazał się z mojego powodu niewypałem, bo byłam niedojrzała albo leniwa.
Wśród sympatyczek Partii Kobiet jest Magdalena Środa, etyczka; poważnie zastanawia się nad szansami stronnictwa Gretkowskiej w wyborach: – Myślę, że wiele osób w Polsce zaczyna pomału rozumieć, że jedyną możliwą jeszcze polityczną zmianą może być zmiana płci. Wszystko zależy od tego, kiedy odbędą się wybory, im szybciej, tym lepiej. Jeśli będą w normalnym terminie, może być gorzej, bo powstaje pytanie, jak partia ta utrzyma pozytywne napięcie wokół siebie.Wcielenie trzecie: kreatorka
– Znając Manuelę, nie mam żadnych wątpliwości, że kreuje w mediach Partię Kobiet, żeby wypromować swoją najnowszą książkę – twierdzi znajomy z emigracji. – Ona musi być w centrum zainteresowania albo woli odejść.
Kreacja i maska – to słowa często używane przez opowiadających o Gretkowskiej. Niemal każda historia Manueli ma kontrhistorię we wspomnieniach ludzi, którzy ją znają. Wiele pomysłów na życie, spod których wciąż wygląda ta sama dziewczyna z Bałut – zdeterminowana, by odnieść sukces.
– Miała w towarzystwie opinię nieprzewidywalnej performerki ze skłonnością do obrzydliwości – dodaje inny paryski znajomy. – Kiedyś goście jednej z imprez wśród butelek po wódce i puszek po konserwach odkryli na stole zużytą podpaskę umieszczoną tam przez Manuelę. Innym razem urządzała pokaz zdjęć swojego krocza – najwidoczniej potrzebowała szokować. Nigdy się z nikim nie przyjaźniła. Według mnie zawsze pogardzała kobietami, trzymała się wartościowych facetów, którzy mogli ją czegoś nauczyć.
Idąc tym tropem: do pisania namówił Gretkowską Robert Tekieli, kolega z Krakowa, założyciel i redaktor naczelny kwartalnika literackiego „brulion”. To dzięki niemu została jedną ze sztandarowych postaci tzw. pokolenia „brulionu”. Tekieli, dziś dziennikarz katolickiego „Radia Józef”, miał potem przyznać, że uczył Manuelę pisać, ale układać dialogów nauczyć się jej nie dało. Czesław Miłosz nie miał pojęcia, że jego ciepłe słowa na temat debiutu Gretkowskiej znajdą się na okładce książki jako recenzja. Miłosz słynął z życzliwości dla młodych literatów, często prosili go o opinię – jego recenzja była tak naprawdę prywatnym listem.
Mąż Manueli Cezary Michalski był sekretarzem Józefa Czapskiego – chodziło głównie o codzienne czytanie Czapskiemu, bo miał już wówczas bardzo słaby wzrok. Manuela przejęła te obowiązki zaledwie na dwa tygodnie. Po rozstaniu z mężem związała się z uznanym polskim reżyserem, który do jej scenariusza nakręcił głośny w połowie lat 90. film „Szamanka”.
O wielkiej umiejętności autopromowania – cennej, kiedy się jest pisarką – mówią też gazetowi pracodawcy Gretkowskiej z ostatnich lat. Jest zdaje się jedyną w Polsce autorką zdolną tworzyć równocześnie do tak różnych tytułów jak magazyny kobiece, „Sukces”, „Playboy” i dominikańskie „W drodze”. Do „Playboya” napisała tekst o miłości oralnej – redakcja zapłaciła, ale go nie wydrukowała. Potem „Playboy” zamówił u Gretkowskiej jeszcze opowiadanie.
– Czytając je miałem wrażenie, że autorka jedzie po bandzie, żeby przetestować moją wytrzymałość na nagromadzenie radykalnych wulgaryzmów – opowiada Marcin Meller, naczelny „Playboya”. – Prywatnie jest miła i kulturalna. Kiedy się spotkaliśmy, byłem pod wrażeniem kontrastu jej wypowiedzi z jej szemrzącą kobiecością.
W listopadzie 2006 r., zanim ogłosiła, że zakłada Partię Kobiet i zanim rozpoczęła się promocja jej najnowszej książki, o Manueli zrobiło się głośno za sprawą felietonu na temat braci Kaczyńskich. Na polecenie właściciela „Sukcesu” zespół redakcyjny własnoręcznie wycinał tekst Gretkowskiej z wydrukowanego już nakładu. Właściciel próbował potem udobruchać Manuelę wycieczką dookoła świata, ale jej nie przyjęła.
– Nie chciałam robić gazety plastikowej, uładzonej. Szukałam ludzi, których teksty będą bombą. O Manueli pomyślałam jako pierwszej – opowiada Karolina Korwin-Piotrowska, wówczas naczelna „Sukcesu”, teraz dziennikarka TVN Style, przyjaciółka Gretkowskiej. Po aferze z felietonem obie odeszły z redakcji. – Jestem jej ciekawa, słucham, co ma do powiedzenia. Nie mam wątpliwości, że to, co robi, robi szczerze. Manuela to artystka, jest za bardzo roztrzepana, żeby być spin-doktorką. Popieram jej partię. Zadzwoniłam jej to powiedzieć, a ona na to: Chcesz być na billboardzie?
Korwin-Piotrowska jest jedną z tych zadbanych i energicznych Polek reklamujących Partię Kobiet. Tymczasem przewodnicząca, ku uciesze wydawnictwa, dla którego napisała książkę, opanowała media. I wszędzie tłumaczy, że partia nie ma nic, ale to nic wspólnego z promocją książki „Kobieta i mężczyźni”.
Autorka nie lubi słów maska i kreacja. Źle się kojarzą w języku polskim. – Kreacja to coś sztucznego, nieprawdziwego – mówi. – Ja jestem żywym człowiekiem, przeszłam wiele etapów w życiu, rozwijam się, a zarazem jestem matką i piszę o tym. Dlaczego matka nie może pisać o seksie? Dlaczego matka nie może pisać o erotyce? Dlaczego, będąc katoliczką, nie mogę pisać tego, co sądzę o Kościele i o wierze?
Nie lubi także słowa skandalistka: – Mówiąc o mnie skandalistka straszymy kobiety – uważajcie, to jest strach na wróble, siwa Gretkowska, która was straszy od kilkunastu lat. Jest nieprzyzwoita, głupia, chce robić pieniądze albo karierę, albo striptiz. Broń Boże nie traktujcie jej poważnie, bo jak zaczniecie, to może partię stworzycie, co?
•
Manuela Gretkowska spotyka się w telewizyjnym programie z posłem Tadeuszem Cymańskim. Rozmawiają trochę jak romantyczka z cynikiem – ona o wrażliwości społecznej, on o pieniądzach na uprawianie polityki. W niedzielę spotkanie z dziennikarzem w kawiarni hotelu Bristol. Manuela wyluzowana, mówi przyciszonym ciepłym głosem, akurat czyta książkę o Marilyn Monroe po francusku. Dziennikarze dzwonią i dzwonią; zastanawiała się, jak sklasyfikować w głowie te ciągłe prośby o rozmowę – przecież nie może odmówić, bo to dla dobra Partii Kobiet. Więc zdecydowała, że potraktuje to jak psychoterapię – odpowiadając na pytania zastanawia się nad sobą i swoją misją. Porządkuje myśli.
– Zmieniam hasło „strzelaj albo emigruj” na „politykuj albo emigruj” – mówi. – Albo wyjedźmy wszyscy, albo weźmy się do roboty i coś zmieńmy w Polsce – dla swojego szczęścia. Nie myślałam, że będziemy w Polsce na takim etapie, że zwykli ludzie będą musieli się angażować w politykę, żeby mieć poczucie wartości, godności i wolności.
Wcielenie czwarte: polityczka
– Jestem trochę zaskoczony pomysłem zakładania partii, bo znałem Manuelę jako osobę, która, owszem, lubi ludzi, ale lubi też być sama ze sobą. Tak bardzo dotkliwie przeżywa świat, że w samotności przerabia go na literaturę; myślałem, że tak już zostanie – mówi Piotr Pietucha, przez partnerkę zwany Pietuszkinem. – A teraz widzę, jak mi przy boku rośnie z dnia na dzień najprawdziwsze zwierzę polityczne. Na spotkaniach Manuela hipnotyzuje ludzi wewnętrzną prawdą, jakby wpadała w trans, jakby była medium. Całym sercem popieram ten projekt.
Podczas gdy Gretkowska hipnotyzuje ze sceny kolejnego domu kultury na trasie promocji Partii Kobiet, Piotr pomaga jej pełniąc role kierowcy, sekretarza, kucharza. Z jego punktu widzenia cała twórczość partnerki, rozwój widoczny z książki na książkę, cudownie uzasadnia to, co dzieje się w ich życiu teraz. Jak spełniająca się zapowiedź o nadejściu dojrzałości. Taka jest też, dodaje Pietucha, najnowsza powieść Manueli – symbol dojrzałości, nie postmodernistyczna, ale prawdziwie staromodna książka z dialogami i pełnokrwistymi postaciami.
Gretkowska opowiada, że wymyśliła Partię Kobiet z sąsiadkami. W podwarszawskiej miejscowości domy stoją wzdłuż drogi, każdy dom oddziela płot, ale w każdym jest kobieta skora do rozmowy ponad tym płotem – to też symboliczne. Sąsiadki Manueli to informatyczka, księgowa, rolniczka, dziennikarka i dwie niepracujące matki – to one sprawiły, że uwierzyła w sens wchodzenia do polityki. Wśród postulatów partii znalazły się między innymi: przywrócenie funduszu alimentacyjnego, wyrównanie płac z mężczyznami, edukacja seksualna, opieka nad samotnymi matkami, zaostrzenie kar za maltretowanie kobiet i gwałt. Podstawową komórką partii jest koło zrzeszające 10–25 członków. Mężczyźni są mile widziani, ale raczej do pomocy niż do rządzenia. Sondaż na stronach internetowych pokazuje, że 24 proc. kobiet uważa, że partia jest potrzebna. Ale 29 proc. mężczyzn nie widzi sensu jej powstawania. Także etatowi progności polityczni – mężczyźni – nie dają jej szans na wejście do Sejmu. Mówią o partii Manueli z pobłażaniem.
Kłopot jest właściwie jeden – wyjaśniają znajomi Gretkowskiej, przyglądając się jej nowemu wcieleniu: jak ona planuje przyciągnąć kobiety tylko ze względu na płeć? Przecież kobiety różnią się poglądami. Na razie Gretkowska, w poprzednich swoich wcieleniach sama uważana za feministkę, zadarła z feministkami.
– Feministki nazywają mnie betonem katolickim, a katoliczki lewaczką i morderczynią dzieci – mówi. – A my nie jesteśmy partią lingwistyczną do rozwikływania problemów językowych. Jesteśmy od działania. Jeśli mamy wspólne cele, możemy się nawet nazywać kukuryku.
Feministki widzą to inaczej. – Partia Kobiet ostatnio jakby się od feminizmu dystansuje, co nas niesłychanie martwi – mówi Agnieszka Graff. – Na początku Gretkowska przyznawała publicznie, że korzysta z dorobku ruchu kobiecego. Teraz ten fakt pomija. Cóż, słowo feminizm jest zapewne niebezpieczne. Odstrasza te tłumy zwykłych kobiet, które partia chce przyciągnąć.
W lutym Agnieszka Graff zaprosiła Gretkowską pod Sejm na pikietę kobiet przeciwko planom zaostrzania prawa aborcyjnego. Przewodnicząca Partii Kobiet odpowiedziała grzecznie, ale jednoznacznie, że uważa podobne akcje za naiwne, bo według niej należy wchodzić do Sejmu, nie stać pod nim.
– Manuela ma poglądy, które służą temu, aby podobać się wszystkim – śmieje się znajoma pisarki z czasów emigracyjnych. – Teraz my będziemy mielić temat Partii Kobiet, a ona już nam wymyśla swoje następne wcielenie.
WIĘCEJ
- "Eros bez łuku": W polskich powieściach o miłości za mało jest miłości. Brakuje takich książek, jakie od lat pojawiają się we Francji. Odważnych, łamiących seksualne tabu. O literaturze, między innymi Gretkowskiej, pisze Marta Cuber.
- "Ekscentrycy": Wobec malarzy, poetów czy reżyserów zawsze obowiązywał podwyższony próg tolerancji. Dziwaczne ubrania, szokujące zachowania, artystyczne prowokacje wpisane były w profesję i z reguły przyjmowane z pobłażaniem. Jak jest dziś? O demonicznych twórcach – a wśród nich Manueli Gretkowkiej – pisze Piotr Sarzyński.
- "Brzydkie wyrazy": Język polski jest dziś opanowywany przez słowa wulgarne. Kiedyś wstydliwie ukrywane, wykropkowywane, cenzurowane, dziś zdecydowanie wkraczają w coraz więcej obszarów, dotąd od językowych sprośności wolnych. O podwójnych łechtaczkach Gretkowskiej pisze Mariusz Urbanek.
- "Gównojad i syssanka": Recenzja książki Manueli Gretkowskiej i Piotra Pietuchy "Sceny z życia pozamałżeńskiego"
- "Gretkowska o papieżu": Recenzja książki Manueli Gretkowskiej "Kobieta i mężczyźni"
- "Gretkowska w ciąży": Recenzja książki Manueli Gretkowskiej "Polka"
- "Konto Gretkowskiej": Recenzja książki Manueli Gretkowskiej "Silikon"