Według wciąż nieoficjalnego scenariusza, ujawnionego przez „Politykę”, w przyszłym tygodniu Donald Tusk ma powrócić na fotel przewodniczącego Platformy. Już kilka razy wydawało się, że były premier jest bliski ponownego wejścia do polskiej polityki, ale ma do tego dojść dopiero teraz. Co to może zmienić, jeśli przewidywania się ziszczą?
Platforma na plus, choć nie wszyscy szczęśliwi
Z punktu widzenia Platformy powrót Tuska jest niewątpliwie świetną wiadomością. Partia w ostatnich tygodniach testowała nowe, 20-letnie dna, jeśli chodzi o sondażowe notowania, a wyglądało na to, że to jeszcze nie koniec. Mimo starań Borys Budka nie był w stanie ani pewnie chwycić lejców w partii i Koalicji Obywatelskiej, ani przekonać wyborców, że PO pod jego wodzą ma dla nich atrakcyjną ofertę czy w ogóle jest im potrzebna. Partia z ogromnymi zasobami: posłami, pieniędzmi, licznymi znanymi politykami i samorządowcami, już o dwie długości przegrywała sondażowy wyścig z ugrupowaniem Szymona Hołowni i niebezpiecznie zbliżała się do poziomu Lewicy, również pogrążonej w kryzysie.
Co nie znaczy, że wszyscy w PO będą szczęśliwi ze zmiany. Na pewno nie cieszy się najbliższe otoczenie Budki, które budowało swoją polityczną przyszłość na jego przywództwie w partii. I spora grupa polityków, którzy po odejściu Grzegorza Schetyny ze stanowiska szefa cieszyła się dużo większą swobodą. Wielu platformersów mówiło w kuluarach, że partia nie potrzebuje silnego przywódcy, tylko raczej grupy liderów, choć fakty i sondaże wskazywały na co innego.