AgroUnia wtargnęła na polską scenę publiczną z przytupem – zwróciła na siebie uwagę, organizując w Warszawie i innych miastach protesty i barwne happeningi. Walka z wielkimi sieciami handlowymi o precyzyjne oznaczenie kraju pochodzenia produktów żywnościowych i naciski na pośredników – poprzez publiczne porównywanie cen otrzymywanych przez producentów żywności z tymi w supermarketach – okazała się skuteczną i obiecującą strategią. Również gra na nostalgii wielu Polaków do świata autentycznego, niezniszczonego przez cywilizację, w którym produkuje się zdrową żywność, przebiła się do świadomości mieszkańców miast i aglomeracji.
Strategia ta zaczęła przynosić AgroUnii i jej liderowi Michałowi Kołodziejczakowi pierwsze wymierne efekty. Przede wszystkim przekłada się na rozpoznawalność tej „ludowej” marki – zna ją już 71,3 proc. Polaków (United Surveys, marzec 2021), a opisać jej profil potrafi już ponad jedna trzecia (IBRiS, styczeń 2021). Jest ona też od czasu do czasu zauważana w sondażach – w jednym z nich w maju AgroUnia osiągnęła wynik niewiele gorszy niż PSL (2,4 do 2,34 proc.).
Podkast „Polityki”: Wieś przejdzie przez miasto. Czy to prowokacja
Kołodziejczak jak Lepper?
AgroUnię często porównuje się do Samoobrony, a Kołodziejczaka zestawia się z Andrzejem Lepperem. Na pierwszy rzut oka można dopatrzyć się licznych podobieństw, a i sam lider AgroUnii o nie się stara, poczynając od form publicznej ekspresji (blokady, pikiety, piętnowanie polityków, którzy nie bronią polskiej wsi), a kończąc na zabieganiu o głosy tych, którym na wsi się gorzej powodzi.