Kraj

Kukiz i Kaczyński, czyli początek okresu Wielkiego Ścibolenia

Konferencja Pawła Kukiza i Jarosława Kaczyńskiego Konferencja Pawła Kukiza i Jarosława Kaczyńskiego Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Dość smętnie wyglądał występ Jarosława Kaczyńskiego i Pawła Kukiza, na którym opowiadali o swoim porozumieniu programowym. Tak słabo stoją akcje PiS w Sejmie, że prezes musi się z Kukizem pokazywać?

Paweł Kukiz, wiadomo, polityk przegrany, bez wyborców, bez zaplecza; zgliszcza zostały po sile, którą miał w 2015 r. Koło poselskie K ’15 liczy tylko czterech posłów, a wyniki głosowań świadczą o tym, że panowie rzadko zgadzają się nawet sami z sobą. Kaczyński na dobrą sprawę powinien podpisać cztery takie porozumienia.

Czytaj też: Polski bezład. Pracującym zabiorą, emerytom dołożą, bogaci uciekną

Kukiz się cieszy. Ale z czego?

Kukiz przekonywał, że bardzo się cieszy. – Po raz pierwszy od przynajmniej sześciu lat pojawiła się realna szansa na wprowadzenie kluczowych zmian ustrojowych, które naprowadzają Polskę na drogę państwa w pełni demokratycznego – mówił.

Te „kluczowe zmiany” wymienił akurat nie Kukiz, lecz Kaczyński. I brzmią umiarkowanie kluczowo; PiS obiecał Kukizowi poparcie dla ustawy antykorupcyjnej, o dniu referendalnym i o sędziach pokoju. Prezes pominął kwestię dla Kukiza najważniejszą, czyli reformę ordynacji wyborczej. Lider K ’15 powiedział jedynie, że „powołany zostanie również zespół do spraw prac” nad nowym prawem wyborczym, co kompletnie nic nie znaczy.

W zamian za kilka obietnic drobnych i jedną dużą, za to mglistą, Kukiz zobowiązał się popierać ustawy z Polskiego Ładu. Które, jak powiedział, i tak mu się podobały. Mógłby ktoś zapytać, po co w takim razie całe to porozumienie; sądzę, że odpowiedź poznamy, gdy przed kolejnymi wyborami pisane będą listy wyborcze PiS.

Reklama