Konrad Fijołek po ogłoszeniu wyniku wyborów podkreślił trzy rzeczy. Po pierwsze, że jego wygrana w pierwszej turze oznacza zwycięstwo jedności. Po drugie, że powinno być ono sygnałem do zmiany dla całej Polski. Po trzecie, oznacza ono, że można przywrócić „samorządność, normalność, wolność i demokrację”.
Mimo że wybory na prezydenta Rzeszowa miały w bardzo dużym stopniu wymiar lokalny, wszystkie głosowania po drodze do wyborów ogólnokrajowych staramy się czytać jako prognostyk czy wróżbę kolejnej elekcji sejmowej. Przypomnijmy, że w poprzednim cyklu politycznym, kiedy przed 2015 r. PiS szedł do władzy, partia Jarosława Kaczyńskiego bardzo poważnie traktowała wszystkie możliwe wybory lokalne czy uzupełniające. Najpoważniejszym starciem było głosowanie na prezydenta Elbląga po odwołaniu władz miasta w referendum, które w 2013 r. wygrał kandydat PiS Jerzy Wilk (rok później, już w terminowych wyborach, stracił zresztą urząd).
Czytaj też: Bój o Rzeszów
Premia za jedność wciąż istnieje
Co można więc wyczytać z rzeszowskich fusów? Jedno przesłanie jest bardzo czytelne. Opozycja demokratyczna poszła do wyborów zjednoczona, prawica była podzielona. I kandydat opozycji zdecydowanie wygrał, a przedstawiciele partii rządzących ponieśli klęskę. Konrad Fijołek zdobył 56,51 proc. głosów, jego zwycięstwo w pierwszej turze to duży sukces, bo sondaże kilka dni temu dawały mu jakieś 10 pkt. proc. mniej, co oznaczałoby konieczność przeprowadzenia drugiej tury. Swój sukces ogłosiła także Konfederacja, której kandydat Grzegorz Braun uzyskał 9,15 proc. głosów (o tym trochę dalej).