Jest radość w rzeszowskim ratuszu. Najpierw były wyniki exit poll Instytutu Badań Samorządowych, z których jasno wynikało, że wybory prezydenta miasta zostały rozstrzygnięte już w pierwszej turze. Zwyciężył Konrad Fijołek, samorządowiec, wiceprzewodniczący Rady Miasta, popierany przez niemal całą opozycję. Wygrał zdecydowanie.
Świetny wynik Fijołka
Późną nocą podano oficjalne wyniki: Fijołek – 56,51 proc., Leniart – 23,62 proc., Warchoł – 10,72 proc., Braun – 9,15 proc. To świetny wynik Fijołka, który pokonał wysoko Ewę Leniart, wojewodę, kandydatkę PiS, Grzegorza Brauna z Konfederacji, a zwłaszcza Marcina Warchoła, wspieranego przez byłego prezydenta miasta Tadeusza Ferenca. Choć faktycznie przede wszystkim kandydata Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry.
Czy zwycięstwo Konrada Fijołka to zasługa zjednoczenia opozycji i wystawienia jednego kandydata? Pewnie tak, ale nie wyłącznie. Fijołek miał dobry program, przygotowany pod okiem Teresy Hul, wybitnej ekspertki od rozwoju miasta i regionu. To nie był program sklecony naprędce, lecz wynikał ze znajomości miasta i jego potrzeb. Wiedzy o tym, co jest możliwe, a co nie, choćby ze względu na pieniądze, na jakie miasto może realnie liczyć. Umiejętności zdobywania każdego grosza, ale także – lub zwłaszcza – inwestorów, którzy odkryją Rzeszów jako miejsce dla siebie.
Nie pomógł Ferenc ani prezes Kaczyński
Fijołek jest wreszcie rzeszowianinem, nikt go nie przywiózł w teczce, a poparcie samorządowców z całego kraju chyba też się przydało. Był w czasie kampanii spokojny, może nawet trochę nieśmiały. Nie atakował nikogo, mówił, co zrobi sam. Stanął do wyborów, choć przez wiele osób, również politologów, był uważany za przegranego. Bo Marcin Warchoł rozpoczął kampanię z przytupem, jakby chciał zmieść kontrkandydata. W dodatku miał poparcie Ferenca na plakatach i na wiecach. To poparcie miało być superatutem, a okazało się zgubne, mieszkańcy wcale nie chcieli kontynuacji ferencowego zarządzania, partyjnego kandydata. Nie chcieli ziobrysty, wiceministra. Absolutnie nie chcieli!
Warchoł zapowiada dziś, że będzie patrzył na ręce nowemu prezydentowi, ale jako poseł z Podkarpacia nadal będzie wspierał region i miasto. Dotychczas sypał milionami jak z rękawa, choć były to zwłaszcza fundusze Ministerstwa Sprawiedliwości. Fakt pozostaje faktem: Warchoł przegrał boleśnie.
Ewa Leniart miała poparcie premiera rządu, a przede wszystkim prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który przechadzał się z nią głównymi ulicami miasta. Ale wyborcy odczytali ten przekaz inaczej: Leniart będzie rządzić zgodnie z wytycznymi partii i rządu. Tego najwyraźniej rzeszowianie nie chcieli w swoim mieście. Wystarczy, że Leniart jako wojewoda jest takim wykonawcą rządowych poleceń. Grzegorz Braun natomiast zebrał tyle, na ile go obliczano, a jednak mniej niż w Gdańsku.
Czytaj też: Co ma robić opozycja
Rzeszów na wagę złota
Czy te wybory prezydenta Rzeszowa – miasta wojewódzkiego, ale przecież nie największego w Polsce, nie najludniejszego, położonego mało centralnie, choć z bezpośrednim połączeniem lotniczym z Nowym Jorkiem i Londynem – będą miały wpływ na sytuację polityczną w kraju, wyniki przyszłych wyborów parlamentarnych? Tu już nie byłabym pewna. Wybory samorządowe rządzą się innymi prawami niż parlamentarne, to inna skala, inne motywacje elektoratu, inna gra.
Z pewnością jednak dziś warto mówić o Rzeszowie, bo wyszło ładnie. I rzeszowianie nie muszą mieć kompleksów. Nie będą wytykani palcem. A promocja, jaką przy okazji miało miasto, warta jest górę złota.
Czytaj też: Poligon Rzeszów