Podpisanie porozumienia programowego przez Jarosława Kaczyńskiego i Pawła Kukiza – bez wejścia K ’15 do koalicji rządowej – znakomicie wpisuje się w dziwną logikę tej kadencji. W Sejmie panuje gorączkowy ruch, jedni posłowie już zmienili barwy, inni się nad tym zastanawiają.
Czytaj też: Banaś kontra Kaczyński. Wojna osobista
Konfederacja oazą stabilności
Nie minęła jeszcze połowa kadencji, a już skurczyły się wszystkie istniejące kluby parlamentarne. Z klubu PiS odeszło trzech posłów (Lech Kołakowski jest niezrzeszony, Andrzej Sośnierz współtworzy koło Polskie Sprawy, a Wojciech Maksymowicz dołączył do koła Szymona Hołowni). Formalnie zaplecze rządu liczy tylko 232 posłów; szczupłość tej większości tłumaczy zresztą flirt PiS z Kukizem. O sześciu posłów skurczył się klub Koalicji Obywatelskiej (czworo poszło do Polski 2050, dwóch zostało wyrzuconych z PO), siedmiu reprezentantów straciła Koalicja Polska. Z Lewicą pożegnały się dwie posłanki (jedna wybrała Hołownię, druga została niezrzeszoną posłanką Porozumienia).
Co dość zaskakujące, oazą stabilności jest na razie koło Konfederacji, które od wyborów działa w tym samym składzie 11 posłów. Plonem wspomnianych transferów są trzy koła poselskie (Polska 2050, K ’15 i Polskie Sprawy), sześciu posłów jest niezrzeszonych. Można dość bezpiecznie założyć, że na tych zmianach się nie skończy. Jeśli dobrze liczę, 460 posłów reprezentuje aż 16 partii, a wkrótce ma dojść kolejna, czwarty udziałowiec Zjednoczonej Prawicy w postaci ugrupowania Adama Bielana.
Po stronie rządowej dużo dzieje się wokół Jarosława Gowina. Chyba nikt, łącznie z samym wicepremierem, nie wie, jak wygląda układ sił w Porozumieniu.