Sławomir Nowak, minister transportu w rządzie PO-PSL, ma wrócić do aresztu, jeśli nie wpłaci miliona złotych kaucji. Decyzja Sądu Apelacyjnego w Warszawie to w istocie powtórzenie tego, co postanowił Sąd Okręgowy, wypuszczając Nowaka z aresztu blisko dwa miesiące temu. Wtedy nałożono na niego zabezpieczające środki wolnościowe i milionową kaucję, której Nowak jednak nie wpłacił – postanowił poczekać do rozpatrzenia odwołania od tej kaucji.
Czytaj też: Sprawa Nowaka i niebezpieczne słowa Ziobry
Nowak w areszcie. Jak długo?
Milion to sporo, a prokuratura zabezpieczyła majątek Nowaka, więc nie wiadomo, skąd ma ten milion wziąć. Jeszcze we wrześniu zeszłego roku CBA informowało, że funkcjonariusze zabezpieczyli „środki pieniężne pochodzące z przestępstw korupcyjnych popełnionych przez Sławomira N.”. Podano, że chodzi o 4 mln 163 tys. zł (w tym 536 tys. 400 euro, 470 tys. dol. i 30 tys. zł). Zabezpieczono także dwa mieszkania szacowane na 2 mln zł i samochód marki Land Rover. Nie poinformowano, skąd wiadomo, że majątek ten pochodzi z przestępstwa.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że Sławomirowi Nowakowi niełatwo będzie zapłacić poręczenie majątkowe. Natomiast można się dziwić, że prokuratura, która jego sprawę prowadzi od kilku lat, z wykorzystaniem środków operacyjnych i pomocy ukraińskich organów ścigania, ciągle nie może zakończyć śledztwa i wciąż uważa, że musi podejrzanego trzymać w areszcie, by zebrać przeciwko niemu dowody. Przepisy nie wymagają, by ścigać człowieka do czasu, aż wykryje się wszystko, co można mu zarzucić. Pragmatyczne organy ścigania oskarżają o to, na co mają dowody, a resztę podejrzeń realizować mogą w ramach osobnego postępowania.
Czytaj też: Sprawa Nowaka powinna niepokoić wszystkich
Spóźniona sprawiedliwość, żadna sprawiedliwość
Nowak siedział w areszcie od lipca zeszłego roku do połowy kwietnia – dziewięć miesięcy. W Polsce rekordziści siedzą po sześć lat, ale to nie znaczy, że należy taką sytuację – pozbawienia wolności człowieka niewinnego w świetle prawa – akceptować. Zwłaszcza że sądy powinny w sytuacjach przewlekłych śledztw przyjmować argumenty prokuratury. W takich warunkach areszt jako zabezpieczenie postępowania przeradza się albo w areszt wydobywczy, albo w substytut kary. Albo jest jednym i drugim.
Kilka dni temu RPO Adam Bodnar zwrócił się do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry z sygnalizacją, że prokuratura pracuje coraz mniej sprawnie, co godzi w prawo obywateli do ochrony przed przestępczością, m.in. przez ciągły wzrost liczby śledztw prowadzonych przewlekle. Długość śledztw wzrosła. W 2015 r. takich trwających ponad dwa lata było 710, w tym ponad pięć lat – 106, a w 2020 r. – 3 tys. 367 (czterokrotny wzrost), w tym ponad pięć lat – 467.
Tymczasowych aresztów trwających powyżej roku w 2015 r. było 168, podczas gdy w 2020 r. – 787, ponadczterokrotnie więcej. „Dane te świadczą o narastającym po wejściu w życie w 2016 r. Prawa o prokuraturze systemowym problemie spadku sprawności prowadzonych przez prokuraturę postępowań przygotowawczych. Sytuacja ta stanowi realne zagrożenie naruszenia praw osób podejrzanych i pokrzywdzonych w zakresie rozpatrzenia ich spraw w rozsądnym terminie. (…) Sprawność prowadzenia postępowań karnych jest jednym z niezbędnych elementów społecznego poczucia sprawiedliwości. Jak to trafnie określa anglosaska paremia: justice delayed is justice denied – spóźnione wymierzenie sprawiedliwości sprawiedliwością wcale już nie jest” – napisał Adam Bodnar do prokuratora Zbigniewa Ziobry.
Czytaj też: Miało być szybciej. Fatalny efekt „reformy” Ziobry