Właśnie się okazało, że w tej konkurencji Daniel Obajtek, faworyt i nadzieja samego prezesa, ma silnego rywala – również faworyta i nadzieję samego prezesa (cóż za przypadek). Oto dziennikarze śledczy portalu Wirtualna Polska sporządzili raport dotyczący majątku obywatela Mateusza Morawieckiego i jego ślubnej oraz prawnej żony Iwony Morawieckiej. A zatem rodziny (będącej, jak wiadomo, wartością najświętszą) państwa Morawieckich.
Morawiecki, Morawiecka i majątek
Rozróżnienie na majątek męża i żony jest w tym przypadku o tyle istotne, że w grudniu 2013 r. Mateusz i Iwona Morawieccy zawarli umowę o jego podziale. Odtąd premier nie musi w oświadczeniach majątkowych wykazywać nieruchomości, które należą do niej.
Dziennikarze Wirtualnej Polski postanowili jednak ustalić szacunkową wartość ich majątku. Wyszło im – jak piszą – że „Morawieccy mają między innymi 5 mieszkań, 3 domy i kilkanaście hektarów ziemi oraz oszczędności o łącznej szacowanej wartości ok. 40 mln złotych”. Co ważne, reporterzy sprawdzali majątek udokumentowany w jak najbardziej oficjalnych i mających pieczęć powagi państwa źródłach, a mianowicie w księgach wieczystych (skądinąd koledzy premiera z Solidarnej Polski pękają z dumy, że to z ich inicjatywy doszło do ich skomputeryzowania).
Dziennikarze zastrzegają więc: „Oczywiście nie mamy pewności, że opisujemy wszystkie nieruchomości Morawieckich. Innymi słowy, na pewno Mateusz i Iwona Morawieccy nie mają mniej, niż pokazujemy. Ich majątek może być natomiast większy. Zaznaczmy: opisywane przez nas nieruchomości to wyłącznie te, które znajdują się na terytorium naszego kraju. Działki i domy znajdujące się za granicą nie są ujawniane w polskich księgach wieczystych. Nie wiemy, czy Iwona Morawiecka ma jakikolwiek majątek poza Polską. Mateusz Morawiecki – jak zakładamy – nie ma, gdyż musiałby wówczas wskazać go w oświadczeniu majątkowym. Nie mamy też informacji, czy – i ewentualnie ile – pieniędzy ma żona premiera”.
Tak czy owak, skala i poziom zasobów, o ich wartości nie wspominając, imponuje. Detale (oraz metodologię autorów raportu) najlepiej poznać z pierwszej ręki, a więc z artykułu na portalu wp.pl.
Mariusz Janicki o 20-leciu PiS
Mateusz Morawiecki i przydomki
Wrażenia z tej lektury potęgują wspomnienia. Chociażby o różnych zapewnieniach i frazeologii partii Prawo i Sprawiedliwość, np. tej o banksterach. Albo o publicznych apelach do pana Morawieckiego, by jednak ujawnił kulisy stosunkowo taniego zakupu od jednej z wrocławskich parafii katolickich gruntów (zresztą dzięki pośrednictwu ówczesnego kard. Gulbinowicza), które dziś mogą być bardzo zacnej wartości. Czy też o rzuconej w 2019 r. – w odpowiedzi na doniesienia prasowe w tej sprawie – zapowiedzi prezesa PiS, że trzeba „uchwalić ustawę, na podstawie której będzie trzeba ujawniać także majątki małżonek osób pozostających we wspólnym pożyciu oraz dorosłych dzieci” oraz źródeł, „które doprowadziły do tego, że się posiada i ma na własność jakieś drogie przedmioty, np. nieruchomości, bo to też jest bardzo ważne” (stylistyka oryginału za wp.pl).
W podobnym tonie wypowiadał się oczywiście delfin, przepraszam, premier Morawiecki. Mówił, że z żoną nie mają nic do ukrycia, tylko… brakuje przepisów, które umożliwiłyby pokazanie ich majątku. Lecz kiedy przepisy takie zostały uchwalone, to prezydent PiS Andrzej Duda złożył wniosek o zbadanie ich zgodności z ustawą zasadniczą do ciała zwanego dziś, moim zdaniem niesłusznie, Trybunałem Konstytucyjnym. „Ustawa w trybunale znajduje się do dziś. Z ewidencji sprawy, dostępnej na stronie trybunału, wynika, że jedyny dokument, jakim trybunał dysponuje, to wniosek prezydenta. Swoich stanowisk nie przedłożyły jeszcze inne uprawnione organy państwa, w tym Sejm. Nie może więc być mowy o wyznaczeniu terminu rozprawy w najbliższych tygodniach” – przypominają dziennikarze wp.pl.
Swoje mówią też całkiem świeże drobiazgi. Niech ich symbolem będą słowa Mateusza Morawieckiego z wywiadu dla tygodnika „Wprost” udzielonego po ogłoszeniu Polskiego Ładu, a w zasadzie na potrzeby jego promocji. Grzmiał premier: „Bogaci korzystają z naszych dróg, chodników, szkół, służby zdrowia, czyli z infrastruktury budowanej przez całe społeczeństwo, i często jest tak, że nie łożą na to odpowiednio do swoich zarobków. To nieuczciwe”. A zapytany – w kontekście rozwiązań Polskiego Ładu – czy nie czuje się jak Robin Hood, który zabiera bogatym i daje biednym, odpowiedział, że „tak by tego nie określił”.
Faktycznie, wraża część obywateli (bo przecież nie cały suweren) nazywa szefa rządu a to Pinokiem, a to – ostatnio – Robin Hoodem. A przecież warto używać rdzennie polskich określeń i choćby zamiast Robin Hooda sięgnąć po rodzimych bohaterów, czyli Janosika (i Marynę). Wedle legendy Janosik odbierał bogatym, by oddawać biednym. Mateusz chce odbierać bogatym, ale o jego i żony majątku jakoś długo nie można było się dowiedzieć. Chce też rozdawać, ale czasem – patrz np. historia z tzw. czekami dla samorządów za frekwencję wyborczą – tylko wybranym. Ciekawe, jakich jeszcze określeń się dorobi. Wszak młody jest, zdaniem prezesa zdolny, więc choć doszedł wysoko, to droga dalszej kariery jest w państwie PiS przed nim nieustannie otwarta.
Czytaj też: Jak Obajtek tworzy koncern marzeń Kaczyńskiego