Nie dziwi nadzwyczajna mobilizacja w sprawie art. 38e ustawy o lasach. Poselska propozycja zamiany działek leśnych będących w zarządzie Lasów Państwowych na każdą inną spotkała się ze sprzeciwem pozarządowych organizacji przyrodniczych, części leśników i tysięcy obywateli. Posłowie PiS pod presją swój groźny bubel, niezgodny m.in. z prawem europejskim, wycofali i zapowiedzieli jakieś daleko idące poprawki, ale już sama inicjatywa pokazuje kierunek tej ekipy rządzącej w myśleniu o lasach, zwłaszcza tych administrowanych przez LP.
Lasy. Łup polityczny
Trudno wierzyć w zapewnienia, że chodzi jedynie o ułatwienie przyszłych inwestycji z pożytkiem dla dobra publicznego „w przypadkach uzasadnionych potrzebami i celami polityki państwa związanej ze wspieraniem rozwoju i wdrażaniem projektów dotyczących energii lub transportu, służących upowszechnianiu nowych technologii oraz poprawie jakości powietrza”. Praktyka rządzącej ekipy pokazuje, że LP są dla niej politycznym łupem – obecnie w rękach ziobrystów – którym zawiadują z ideologicznym zacietrzewieniem i według archaicznego stanu wiedzy o ekosystemach leśnych, bardziej pasujących do wczesnego PRL niż XXI w.
Działacze społeczni przekonują, że nowelizacja to śmiertelne zagrożenie dla polskich lasów. Zwracają uwagę, że decyzje o zamianie np. ładnego lasu na spalarnię śmieci podejmowaliby politycy – ministrowie środowiska, gospodarki i dyrektor LP. Ten ostatni niby w mundurze leśnika, ale z reguły to kamuflaż, bo najczęściej stanowisko to obsadza pieszczoch aktualnej większości sejmowej. Co więcej, ich decyzje nie podlegałyby ani konsultacjom, ani kontroli sądowej. Wystarczy, że inwestor miałby odpowiednią siłę przebicia w partii rządzącej, a mógłby zbudować w danym fragmencie lasu np. jakąś fabrykę.
Czytaj też: Klimatyczny bilans. Jest źle, pandemia nie pomogła
Instrukcje dla drwali
Las rośnie na jednej trzeciej powierzchni Polski. Niewielka jego część jest w rękach prywatnych, Lasy Państwowe zarządzają zdecydowaną większością tych należących do skarbu państwa. Ponoszą odpowiedzialność za ogromny obszar, cenny ze względów przyrodniczych i estetycznych, zapewniają dostawy surowca do produkcji mebli czy papieru, a także opał. A jednocześnie są poza społeczną kontrolą. I jakoś od lat się na to godzimy, rzecz ta nie jest przedmiotem debat w trakcie kampanii. No i pojawił się projekt, który prowadzi wprost do prywatyzacji czegoś, co wydawało się bardzo trudne do oddania w prywatne ręce.
Działacze organizacji przyrodniczych apelują od dawna, by zmienić sposób funkcjonowania Lasów Państwowych oraz nadzór nad nimi. I to w kierunku przeciwnym do poselskiego bubla: jeszcze więcej jawności, zwłaszcza odnośnie do planowanych i przeprowadzanych wycinek. Domagają się upubliczniania szczegółowej dokumentacji, dokładnych instrukcji dla drwali. Dziś niemożliwej do uzyskania, bo Lasy Państwowe bronią się, że to ich wewnętrzne sprawy, które nie podlegają upublicznieniu.
Tzw. gospodarka leśna
Tymczasem leśnicy z Lasów Państwowych – potwierdzają to liczne dowody – tną i wbrew prawu, i dobrym praktykom zalecanym w ramach certyfikatów pozwalających im handlować drewnem. Drwale usuwają stanowiska gatunków chronionych, ścinają drzewa dziuplaste, na porządku dziennym wycinane są drzewa np. dwustuletnie w rozmiarach pomników przyrody, a najcenniejsze i najstarsze lasy, zamiast być wyłączone z tzw. użytkowania, przeznaczone są pod topór.
Niedawno opublikowana mapa wycinek wzbudziła spore poruszenie, wiele osób nie zdawało sobie sprawy, jak intensywnie prowadzona jest tzw. gospodarka leśna na terenach, których wszyscy jesteśmy właścicielami. A pandemia sprawiła, że częściej jesteśmy w lasach. Chcemy – są na to badania poważnych naukowców – innych lasów niż prosta plantacja desek. I na takie lasy zasługujemy.
Czytaj też: Jak skutecznie gospodarować lasami