„Kajny ten Kwaśniewski, taki oldskulowy” – mówią teraz na młodej lewicy z okolic Razem. To coś nowego, bo jeszcze niedawno głównie wywlekano mu wojnę w Iraku, tajne więzienia CIA, komitywę z Kulczykiem, całowanie papieskiego pierścienia. Obaj z Leszkiem Millerem uchodzili za głównych zdrajców lewicowej sprawy, którą rozmienili na drobne w dealach z możnymi tego świata. Nowa antyliberalna lewica budowała swoją tożsamość na odrzuceniu zatrutego dziedzictwa SLD.
Lody zostały przełamane przy okazji wspólnego uzgadniania strategii w sprawie unijnego Funduszu Odbudowy. Kwaśniewski osobiście się zaangażował, namawiając dyrektoriat Lewicy, aby nie ulegał presji i poparł najważniejszy od lat wspólnotowy projekt. Jego głównym rozmówcą był oczywiście lider Nowej Lewicy (czyli dawnego SLD) Włodzimierz Czarzasty, z którym na różnych etapach swojej kariery politycznej niejeden raz współpracował. Przy okazji jednak intensywniejsze stały się kontakty byłego prezydenta z pozostałymi liderami – Robertem Biedroniem i Adrianem Zandbergiem. Rozmawiano ponoć w różnych składach i formułach. Niekiedy Kwaśniewskiemu towarzyszyli jego dawni współpracownicy Marek Ungier i Marek Siwiec, przychodził też były szef SLD Krzysztof Janik.
Były prezydent podobno jest w niezłej formie. Jego analizy polityczne przykuwały uwagę. A do tego skracał dystans, nie był zblazowany ani paternalistyczny. Dawał za to do zrozumienia, że podąża z duchem czasu, rozumie progresywną wrażliwość współczesnej lewicy, nie są mu obce jej pojęcia i język. Podobno zdarzało mu się nawet pożartować z „libków”. Swego czasu był pod wrażeniem politycznych talentów Biedronia, ale teraz jego faworytem stał się konkretniejszy ideowo Zandberg. Niektórzy wręcz mówią o fascynacji politykiem Lewicy Razem.