Dla restauratorów długo wyczekiwana godzina „zero” wybiła o północy z piątku na sobotę. Od tej chwili zezwolono na wznowienie działalności gastronomicznej w restauracyjnych ogródkach. Głód spotkania w „normalnych warunkach” był w narodzie duży. W wielu lokalach miejsca trzeba było zarezerwować, przed ogródkami ustawiały się kolejki w oczekiwaniu na wolny stolik, a najbardziej niecierpliwi obsiadywali sąsiadujące chodniki i krawężniki. Wciąż obowiązują rygory: półtorametrowy odstęp między stolikami (chyba że są one oddzielone metrową przegrodą) oraz konieczność pozostawienia co drugiego stolika wolnego. Ale to tylko teoria. W lokalach było tłoczno jak za dawnych czasów. Przynajmniej dopóki deszcz nie odstraszył gości.
W związku z „zadawalającymi” – jak to określono na rządowym portalu internetowym – danymi epidemicznymi zniesiono obowiązek zasłaniania nosa i ust na świeżym powietrzu. (Do tej pory strefą wolną od maseczek były tylko tereny zielone). Dalej jednak trzeba pamiętać o wyjątku od bezmaseczkowej reguły: kiedy nie można zachować półtorametrowego dystansu od innej osoby. Nie oznacza to oczywiście obowiązku nakładania maseczki podczas mijania innych, ale eksperci wskazują, że stojąc w grupie (np. w kolejce) – maskę powinno się nałożyć.
Niewiedza wciąż może się skończyć mandatem. Przez ponad rok obowiązywania nakazu maseczkowego za niestosowanie się do przepisów policja nałożyła ponad 570 tys. mandatów karnych i skierowała niemal 80 tys. wniosków o ukaranie do sądu. Na poborcę kar finansowych wyznaczono I Urząd Skarbowy w Opolu, jednak nie wiadomo, o jaką sumę wzbogacił się z tego tytułu budżet państwa. – Nie prowadzimy odrębnych statystyk dla tej kategorii wykroczeń – informuje Agnieszka Jóźwin-Dalecka, rzecznik Izby Skarbowej w Opolu.