Partia Jarosława Kaczyńskiego do perfekcji opanowała sztukę nowych początków, resetów i kamuflaży. Przez całe lata tworzyła swoje kolejne wizerunki i opakowania. Na zmianę ocieplała prezesa albo go utwardzała, deklarowała pryncypialny, „suwerenny” program lub ogłaszała czas pragmatyzmu i spokojnej konsumpcji. Ten cyrk był zadziwiająco skuteczny, co zresztą nie świadczy dobrze o publiczności.
Nie inaczej jest teraz. Poparcie Lewicy dla unijnego funduszu odbudowy uruchomiło ustalony przez władzę terminarz „Wiosny naszej”, a czas miał tu istotne znaczenie. Formacja Jarosława Kaczyńskiego planuje nowy start, tym razem przy pomocy ratyfikacji europejskiego funduszu oraz ogłoszenia tzw. Nowego Ładu premiera Morawieckiego na bazie miliardów z Unii. Ratyfikacja funduszu ma nastąpić zaraz po majówce. Nowy Ład zaplanowano zaś na połowę maja lub nieco później – wtedy kibice mają wrócić na stadiony oraz powinny ruszyć restauracyjne ogródki, co tylko pozornie jest bez znaczenia. Brak możliwości wyjścia do lokali, pubów, kafejek był zgłaszany w sondażach jako jeden z najbardziej dotkliwych skutków pandemii.
Są jeszcze dwa dodatkowe filary tego marketingowego przedsięwzięcia: dwudziestolecie PiS przypadające na końcówkę maja oraz kongres partii w czerwcu, czyli wielka feta dla Kaczyńskiego, swoiste odnowienie ślubów posłuszeństwa i demonstracja siły partii-matki. Bo teraz, jak się mówi, nadchodzi czas samego PiS, który chce w elektoracie znowu promować tylko swoją markę, a nie roztapiać się w ogólnym „obozie władzy”, zwłaszcza że nie wiadomo, kiedy i z kim będą wybory. To wszystko ma być wzmocnione triumfalnym luzowaniem pandemicznych obostrzeń („