Od czasu do czasu komentuję blagierskie występy moich ulubionych autorów. Należy do nich p. Michalkiewicz. Ostatnio postanowił spróbować sił w poezji z takim oto rezultatem:
Wierszyk powstały 29 stycznia 2021 na demonstrację Strajku Kobiet:
Figielek strawestowany
Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął
Mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą.
Cietrzew się zacietrzewił, słysząc takie słowa,
sęp zasępił się strasznie, osowiała sowa.
Kura dała drapaka, aż się zakurzyło,
No a stare kurwisko strasznie się wkur...iło.
Czytaj też: „Nie przesadzaj”. Mężczyźni, którzy nie rozumieją kobiet
Pseudodyscypliny i ks. Guz
Autor tego twórczego i wyszukanego uniesienia poszedł za ciosem i w utworze „Szowinizm erotyczny” wyjaśnił: „Obecnie feminizm jest spychany na dalszy plan przez inne zboczenia płciowe, których coraz to nowe odmiany są codziennie odkrywane przez uczonych w rodzaju ostentacyjnego sodomity pana prof. Jacka Kochanowskiego z UW. (...) Dzięki temu ciuła sobie listki do wieńca sławy, no i oczywiście zarabia na bułeczkę i masełko. (...) Niepodobna nie zauważyć, że przy tej okazji duraczy całe pokolenia ufnych studentów, którzy myślą, że to wszystko naprawdę. (...) rewolucjoniści nie tylko ich [feministek] nie »uspokajają«, ale przeciwnie – podbijają im bębenka, ekscytując w nich coś w rodzaju podszytego erotyzmem szowinizmu kobiecego i starannie go pielęgnując, między innymi wymyślaniem rozmaitych pseudonaukowych dyscyplin, które dzięki politycznym wpływom wtryniają uniwersytetom, czy urządzając promocje »kobiecej literatury«, jako czegoś zupełnie nowego w światowej kulturze. W rezultacie tych (...) zabiegów masy kobiet zostają przez rewolucjonistów umysłowo, a przede wszystkim – emocjonalnie zoperowane »bez swojej wiedzy i zgody«. (...) Jestem pewien, że żydokomuna tym zastępczym proletariatem głęboko pogardza i po ewentualnym zwycięstwie rewolucji przepuści go przez maszynkę do mięsa”.
Słowo „żydokomuna” wskazuje, że p. Michalkiewicz jest, jak zwykle, czujny w materiach żydowskich. Oto bardziej rozbudowane tego świadectwo: „Ks. prof. Tadeusz Guz (...) w 2018 roku powiedział: »my wiemy, kochani państwo, że tych faktów, jakimi były mordy rytualne, nie da się w historii wymazać. Dlaczego? Dlatego, że my, polskie państwo, w naszych archiwach (...) mamy na przestrzeni różnych wieków – wtedy, kiedy Żydzi żyli razem z naszym narodem polskim, my mamy prawomocne wyroki po mordach rytualnych«.
Na te słowa zawrzała gniewem Polska Rada Chrześcijan i Żydów, której zadaniem jest tresowanie tubylczych chrześcijan, żeby na każdy znak skakali przed Żydami z gałęzi na gałąź – i złożyła do KUL stosowny donos. Władze uniwersytetu w październiku 2020 r. orzekły m.in., iż »należy uznać, że sformułowanie zawarte w wypowiedzi o istnieniu mordów rytualnych stanowi element prawdy historycznej, weryfikowanej przez wyniki badań nagłaśniające również tło wyroków skazujących, związanych z wymuszaniem zeznań przez tortury« – i postępowanie dyscyplinarne wobec ks. prof. Guza umorzyły”.
Zawarta w tym fragmencie myśl (przepraszam za zbyt przesadzone użycie słowa „myśl”) idealnie pasuje do związania polityki historycznej z wymiarem sprawiedliwości (po jego „reformie”) w taki sposób, że prawomocne wyroki, nawet oparte na zeznaniach wymuszonych przez tortury, mają stanowić wiarygodne źródło historyczne.
Czytaj też: Oszczerstwo ks. Guza
Hrabiego nie udawałem
Pan Ziemkiewicz jest znanym, nawet bardziej niż p. Michalkiewicz, pogromcą feminizmu wszelkiej maści. Oto wybór jego deklaracji sprzed kilku lat: „Kobiety? Jakie kobiety? Kobiety nie szwendają się nocą pod cudzym domem, wrzeszcząc o swoich cipach i macicach”; „To wyjątkowa czelność, że protestuje pod domem Jaro, sama jest zdeformowana, a matka ją urodziła” (ta uwaga dotyczyła osoby wymienionej z imienia i nazwiska); „No cóż, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej, niech rzuci pierwszy kamień”; „Pytanie do oburzonych tłitem o wykorzystaniu nietrzeźwej kobiety: a jak facet rano trzeźwieje obok kaszalota, też ma prawo skarżyć ją o gwałt?”; „Szczególnie charakterystyczne jest doprowadzenie przez lewicę do kompletnego zbydlęcenia młodych kobiet. Wśród manifestujących dominuje typ agresywnej, wulgarnej kur...ki”; „Ja hrabiego nigdy nie udawałem. A chamstwo niech się chamstwem odciska. Inaczej te wulgarne prymitywne feminazistki wejdą nam na głowy. Uznałem, że wobec pind elegancja mnie nie obowiązuje (»pindy« to określenie z mojego opowiadania z 1990 – znowu byłem prorokiem)”.
Prorok Ziemkiewicz wciąż nie udaje hrabiego i jedzie dalej (z tej samej okazji, na którą został ułożony wiersz „Figielek strawestowany”): „Nie każdy wie, że słowo kobieta pochodzi od staropolskiej nazwy chlewu, kob, i pierwotnie, gdzieś do drugiej połowy wieku XVIII, oznaczało najgorszy sort służby; brzmiało więc mocno obelżywie (coś jakby świniara). Obserwując, jak Strajk kobiet pań Lempart i Suchanow przekracza kolejne granice zbydlęcenia, zaczynam wierzyć, że są one w stanie nie tylko odepchnąć z powrotem do PiS większość zniechęconych jego rządami normaliów, (...) ale także przywrócić samemu słowu kobieta pierwotne, pejoratywne zabarwienie”; „dla rozjuszonej dziczy na ulicach nie ma znaczenia, pod jakim dziś akurat hasłem – aborcja, sądy, klimat. (...) Mają dla nas, normalsów, jedyny przekaz: »nienawidzimy was wy k..y ch... wam w d... wyp..., i w ogóle ch...!«”.
Bawichamek (określenie Leca) Ziemkiewicz ma także coś do powiedzenia w ulubionym temacie p. Michalkiewicza i prawi tak: „Polski antysemityzm to świetny sposób na karierę na Zachodzie. Jak takie naukowe zera bez krzty wiedzy i warsztatu jak Gross czy Grabowski zostałyby inaczej profesorami zachodnich uczelni? Na czym innym mógłby zarobić taki hucpiarz jak Pankowski?”. Tę ostatnią enuncjację uzupełnił p. Pawluszek, ponoć doradca p. Morawieckiego: „Eksperci z USA ostrzegają przed antysemityzmem w Polsce. Ci »amerykańscy eksperci« to nasi dobrzy znajomi: dr hab. Bilewicz i prof. Pankowski”.
Nie ma wątpliwości, że p. Ziemkiewicz i p. Pawluszek demonstrują imponującą wiedzę i nietuzinkowy warsztat. To, że nie zrobili kariery na Zachodzie, jest oczywiste, bo nie znaleźli poparcia u anty-anty-semitów, ale trudno zrozumieć, dlaczego nadal pętają się na krajowym marginesie publicystyki i polityki.
Czytaj też: Feministyczna polityka zagraniczna jest możliwa
Powstanie, Katyń i czasowe korelacje
Kwestie żydowskie podjął także p. R. Broda (podaję pierwszą literę imienia, aby zapobiec błędnej identyfikacji), profesor, fizyk jąder atomowych (wedle własnego określenia). Pojawiło się takie oto wyjaśnienie wybuchu powstania w getcie warszawskim: „Rosnące zainteresowanie światowej opinii publicznej sprawą mordu na polskich oficerach zostaje błyskawicznie przekierowane na tzw. powstanie w getcie. Zdarzenie w getcie wywołane rękami komunizujących organizacji żydowskich, a rozdmuchane rękami żydowskich mediów, było wojną informacyjną (...) przeciw Polsce”.
Pan Broda dodał: „Warto zawsze przypominać te oczywiste korelacje czasowe wydarzeń, które odsłaniają motywacje ich inicjatorów, bo nie jest to wiedza powszechnie rozpoznana. (...) Jeśli sam wybuch powstania w warszawskim getcie można rozważać jako motywowany chęcią przykrycia wiadomości o zbrodni w Katyniu, to już samo to powstanie służyło przez wiele powojennych lat jako przykrycie powstania warszawskiego. Rządzili wtedy Polską Żydzi i na pewno nie byli to »nasi«, i rządzili bardzo długo”.
Ktoś jednak podał bardziej wiarygodne powody wybuchu powstania, więc rzeczony fizyk jąder atomowych wytłumaczył: „Przekonująco Pani wykazała, że w tym przypadku bliskość dat nie wystarczy do postawienia tezy o związku obu wydarzeń”.
Ciekawe spostrzeżenie z uwagi na to, że p. Broda, odkrywca, jak sam pisze, prawdy obiektywnej wedle praw ustalonych przez Stwórcę, nie zaznaczył, że korekta dotyczy również jego dywagacji o koincydencji czasowej pomiędzy zbrodnią katyńską a powstaniem w getcie. Ot, taki „rzetelny” puryzm metodologiczny.
Czytaj też: Samozwańczy historycy zmieniają pamięć o Miednoje
Trzeciego policzka nie mamy
W 2002 r. p. Broda przedstawił (i potem przypominał parę razy) socjologiczno-historyczny kawałek zatytułowany „Żydzi i Polacy – po prostu nie pasujemy do siebie”. Oto zakończenie: „Dzisiaj (...) musimy uznać, że wielowiekowe doświadczenie naszego współżycia z Żydami po prostu się nie udało, że jest coś, co sprawia, że do siebie nie pasujemy. Gdy analizujemy własną postawę, to mamy prawo powiedzieć, że nie ma w historii ludzkości podobnego przykładu, by inny naród dał od siebie drugiemu narodowi tyle, ile Polacy dali Żydom. Jeżeli więc nawet to nie przyczynia się do zmiany nastawienia, jeżeli nie ma elementarnej wdzięczności, a są fałszywe i niesprawiedliwe oskarżenia, jeżeli nie ma przeproszenia, a są niekończące się pretensje i w ślad za tym obłędne, często bezczelne żądania, to trzeba powstrzymać emocje i nie wystawiać drugiej stronie rachunku, w którym nawet nie jesteśmy w stanie wycenić ani własnych zasług, ani krzywd. Trzeba postąpić tak, jak postępuje się w stosunkach międzyludzkich, gdy pojawiają się autentyczne trudności i wyczerpane są wszystkie racjonalne możliwości ich przezwyciężenia – trzeba się rozstać, nie zamykając drogi do zmiany tego stanu rzeczy w przyszłości. Trzeba więc zamrozić wszelkie kontakty z zorganizowanymi środowiskami żydowskimi, które realizują obecną linię, trzeba odsunąć z polskiego życia publicznego wszystkie osoby, które obrażając nas, świadomie budują niechęć do Żydów. Takiego podejścia nie wolno zadekretować, a tym bardziej instytucjonalizować – to należy realizować praktyką powszechnego bojkotu.
Jednocześnie trzeba otwierać się na wszelkie pozytywne objawy, które obiecują wejście na drogę Prawdy i tworzenie warunków do harmonijnego współżycia. W takiej sytuacji szczególnie ważnym zadaniem musi być pielęgnowanie kontaktów i przyjaźni z Polakami, którym świadomość i duma z własnych żydowskich korzeni nie przeszkadza identyfikować się w pełni z Polskim Narodem. (...) Dzisiejsza sytuacja nie może już trwać – nasz drugi policzek jest bardzo obolały, a trzeciego naprawdę nie mamy”.
Czytaj też: Jak Polacy i Żydzi walczyli z Niemcami w Galicji
Dodam jeszcze, aczkolwiek to bardzo luźno wiąże się z nawoływaniem do przełomu w stosunkach polsko-żydowskich, że wedle p. Brody „trzeba najpierw przywrócić karę śmierci, a potem zabierać się za reformę sądownictwa. Bez tego wstępnego kroku nikt nie traktuje reformy poważnie”. A potem zauważył: „Ciekawe, że znaleźli się komentatorzy, którzy dosłownie odczytali moje słowa o karze śmierci, mimo że miały one jedynie podkreślić, jak ważne jest dostrzeżenie wagi problemu: bez tego wstępnego kroku nikt nie traktuje reformy poważnie”. I jak tu traktować poważnie p. Brodę, skoro nie rozumie sam siebie?
Czytaj też: Spór o tekst „New Yorkera”. Mamy regres w debacie o Zagładzie
Złota Pani Merkel i Józio Binden
Pan Pasierbiewicz, doktor inżynier przedstawiający się jako em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i ważnym sprawom naszego państwa, w 2015 r. objawił: „Nie myślałem, że dożyję Polski moich marzeń! Przed paroma godzinami pan prezydent Andrzej Duda, powołując na urząd premiera posłankę Beatę Szydło, rozpoczął swoje wystąpienie od słów: Szanowna Pani Premier! Szanowny Panie Premierze! Dlaczego? Bo od dzisiaj Polska ma Premiera rządu i duchowego Naczelnika narodu, który niegdyś był premierem. Wzruszenie nie pozwala mi pozbierać myśli, by wyrazić, co czuję”.
Potem p. Pasierbiewicz stracił swoje niegdysiejsze uwielbienie duchowego Naczelnika narodu i dzisiaj woła: „Bawiący się Polską, upokarzający obywateli, mściwy i zakompleksiony – moralny karzeł”, wzywając do jak najszybszego obalenia władzy, ponieważ jego zdaniem PiS zachowuje się obecnie tak jak PO, gdy rządziła – p. Pasierbiewicz usilnie poszukuje jakiejś trzeciej siły, ale nie jest zbyt transparentny w jej identyfikacji.
Czytaj też: Wymarzona ojczyzna w oczach polityków PiS
Ma też cenne uwagi w sprawie zmian w sytuacji międzynarodowej: „Największa afera Polski posierpniowej (!!!). Pinokio odbił Angelę Ryżemu! [Tuskowi]. (...) Nieoficjalnie wiadomo, że złotousty bajerant Pinokio tak w sobie rozkochał Angelę, że pokazała Ryżemu palec Lichockiej (...) i pogadała, z kim trzeba (...), by Lewandowski jednak zagrał w meczu z Anglikami”. Gadka o Ryżym i Angeli przypomina opowieści p. Michalkiewicza o Złotej Pani (p. Merkel) i Józiu Bindenie. Pan Broda ciągle ma nadzieję, że jakiś sąd amerykański orzeknie, że ostatnie wybory prezydenckie w USA zostały sfałszowane i nastąpi restytucja p. Trumpa. Zabawni jegomoście.
Czytaj też: Prezydent bezobjawowy
Nie taki folklor polityczny
Pan Michalkiewicz jest reklamowany jako najlepszy polski publicysta, p. Ziemkiewicz dowala wszystkim, „ale nie po równo”, p. Broda utrzymuje, że prawda jest prosta, a p. Pasierbiewicz powiada, że Bóg go natchnął, aby swoimi notatkami ratował Polskę. Wszyscy czterej (i im podobni) odwołują się do najwyższych wartości, którym, wedle ich zapewnień, służą z pełnym poświęceniem.
Jak jednak mawiał Lec: „Ci, którzy ciągle mają wartości w gębie, mają je także w pobliskim nosie”. Można traktować wyżej zacytowane enuncjacje jako zabawny folklor polityczny, ale trzeba też dostrzegać, że stosunkowo liczny plankton internetowy wypisuje podobne irracjonalne głupoty. A tzw. dobra zmiana marzy, aby stało się to powszechnym standardem. I temu chwacko pomagają moi „ulubieni” autorzy.
Czytaj też: Symetryści pięć lat temu i dziś