Tylko czworgu kandydatów na prezydenta Rzeszowa udało się zebrać wymagane 3 tys. podpisów. W pierwszej turze wyborów 9 maja zmierzą się Grzegorz Braun (poseł Konfederacji), Konrad Fijołek (wiceprzewodniczący rady miasta, popierany przez KO, Polskę 2050, Lewicę i PSL), Ewa Leniart (wojewoda podkarpacka z PiS) oraz Marcin Warchoł (wiceminister sprawiedliwości, na starcie kampanii wystąpił z Solidarnej Polski). To kolejność alfabetyczna; z nieoficjalnych wieści ze sztabów wynika, że na trzy tygodnie przed wyborami prowadził Warchoł przed Fijołkiem, a kandydatka PiS (z hasłem „Rzeszów ma moc”) mimo niemałej promocji w mediach publicznych była dopiero trzecia. W partii mówi się o niej kpiąco „nasza Kidawa”, co pokazuje skalę rozczarowania. Rozmówca POLITYKI z PiS dementuje jednak plotki o możliwości wycofania Leniart z wyborów: – Gdybym się oglądał na sondaże, od 2015 r. zajmowałbym się czymś innym.
Stawka wyborów w Rzeszowie to nie tylko prezydentura 200-tys. stolicy Podkarpacia. Opozycja chce pokazać, że Polacy odwracają się od rządzącej prawicy. PiS tak samo potraktował wybory w mniejszym Elblągu w 2013 r., gdy poseł tej partii Jerzy Wilk niespodziewanie pokonał kandydatkę rządzącej wówczas Platformy.
W drugiej części kampanii Fijołek (hasło: „Rzeszów jest najważniejszy”) ma dostać mocne wsparcie polityków opozycji. Do Rzeszowa wybiera się Rafał Trzaskowski oraz współpracujący z nim samorządowcy (m.in. Aleksandra Dulkiewicz i Tadeusz Truskolaski). Mocniej zaangażują się też inne wspierające Fijołka partie (wizyty Włodzimierza Czarzastego i Michała Koboski). W pierwszych tygodniach kampanii takich działań było mniej, kandydat promował się jako polityk niezależny.
Równolegle trwa rzeszowska wojna domowa w rządzącej koalicji.