Pandemia oznacza mniej podróży najważniejszych osób w państwie, ale wizyty zagraniczne od czasu do czasu się odbywają. 17 marca do Paryża i 1 kwietnia do Budapesztu Mateusz Morawiecki poleciał wynajętymi od LOT samolotami Embraer 175. W przypadku wcześniejszych podróży premiera i prezydenta było podobnie. Przykładowo 21 listopada 2019 r. Andrzej Duda udał się do Wilna – też lotowskim embraerem.
Tymczasem zakupiony już trzy i pół roku temu Boeing 737 Polskich Sił Powietrznych PLF 110 „Józef Piłsudski” wciąż nie jest wykorzystywany do transportu najważniejszych osób w państwie. Owszem, jest w powietrzu bardzo często, ale jak informuje wojsko, są to tylko loty szkoleniowe. – W każdej chwili jesteśmy gotowi do wykonania rejsu z VIP-em w statusie HEAD – deklaruje por. Agnieszka Wróblewska, rzeczniczka I Bazy Lotnictwa Transportowego na Lotnisku Chopina w Warszawie. Lot ma taki status, gdy podróżuje prezydent, premier i marszałkowie Sejmu lub Senatu. Problem w tym, że dygnitarze się do tych lotów nie palą.
Czytaj też: Jak PiS zamiatał pod dywan aferę lotniczą z Kuchcińskim
Miał być „koniec państwa z tektury”
15 listopada 2017 r. nowy Boeing 737-800 New Generation wylądował w Warszawie. Ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, który traktował transakcję jako swój osobisty sukces, podkreślał, że zakończyła się era bylejakości w transporcie najważniejszych osób w państwie.