Nagonka na profesorów dokumentujących krzywdy doznawane przez Żydów ze strony Polaków, odmawianie profesury badaczowi polskiego antysemityzmu, antysemickie hece wokół amerykańskiej tzw. ustawy 447, a także próba osadzenia na dyrektorskim stołku we wrocławskim IPN działacza ONR – wszystko to pokazuje, że miodowy miesiąc endeckich rządów się skończył i pora wracać do antysemickiej normy, którą to środowisko nader dobitnie ustaliło w latach 30., kontynuowało pod skrzydłami PZPR (jako różni tam „natolińczycy” i „moczarowcy”), a obecnie realizuje jako niemała kadrowa część obozu rządzącego. Skończyły się dobre czasy dla Żydów i teraz pewnie będzie jak zawsze. Tyle że za wielu ich już nie ma. Niemniej jednak wciąż jacyś tam są – „niewyjechani”. Warto wiedzieć, kim są, bo to ciekawe. Więc, jak to mówią nasi przyjaciele, poznaj Żyda!
Sam nie wiem, dlaczego połowa polskich intelektualistów ma żydowskie pochodzenie. Jakaś dziedziczna smykałka do pióra w tym być musi. Niemniej jednak po wzięciu w nawias stu prominentnych „osób pochodzenia żydowskiego” zostanie nam kilka tysięcy zupełnych „normalsów”. Zwyczajnych i tak polskich, że gdy przyjadą tu w gości jacyś Żydzi ze świata, to łapią się za głowę: co to za Żydzi? Ani to się modli, ani wygląda. No i bądź tu, człeku, polskim Żydem! Nawet „swoi” cię nie chcą. Niemiecki Żyd, rosyjski Żyd to proszę bardzo. Ale polski? Może to i zabawne, lecz na dłuższą metę jednak boli. Jesteśmy połowiczni i nieco wyobcowani wśród Polaków (choć prawie wszyscy za Polaków się uważamy), dla kurażu ironizujemy na temat własnego pochodzenia, a w końcu i w Izraelu nie traktują nas z ufnością. Ta tożsamościowa niepewność dotyczy prawie wszystkich typów polskich Żydów.