Jeśli prezes PiS zaprasza na rozmowę kogoś, kto ma kilka szabel w Sejmie, to znak, że sytuacja obozu władzy nie jest pewna. W fazie „imperialnej” Kukiz na takie spotkanie nie miałby szans. Z otoczenia Kaczyńskiego słychać jednak, że prezes PiS polubił towarzystwo Kukiza, że panowie spotykają się na kolacjach i że jest między nimi chemia („na tyle, na ile może być między zawodowym politykiem a rockmanem”). Więzy towarzyskie mają naoliwić współpracę polityczną; Kaczyński, nie mogąc być pewnym sejmowej większości, szuka dodatkowego wsparcia. Pięcioosobowe koło Kukiza nie rozwiązałoby wprawdzie wszystkich problemów, ale dla PiS – myślącego o wielkiej legislacyjnej ofensywie w postaci nowego polskiego ładu – każdy głos jest cenny. Kaczyński znany jest z umiejętności schylania się po każdą poselską szablę.
Kukiz nie mówi „nie”. Odrzuca na razie zaproszenie do koalicji, ale handlu głosami nie wyklucza i nawet nazywa Kaczyńskiego „mężem stanu”. „Przyszedłem do polityki po to, żeby ją zmieniać. Jest mi obojętne z kim. Gdyby władzę mieli Robert Biedroń oraz Adrian Zandberg i mieli moce sprawcze gwarantujące realizację moich postulatów, to wchodzę z nimi w koalicję. To tylko kwestia ceny, bo też są pewne granice ustępstw. Nie wyobrażam sobie poparcia ustawy medialnej w obecnym kształcie” – powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Czego chce Kukiz
Lider K’15 twierdzi, że byłby gotów głosować za pisowskimi ustawami z nowego ładu w zamian za poparcie dla swoich idei. W rozmowie z „Rz” wymienia cztery projekty, na których najbardziej mu zależy.
Pierwszy to ustawa o sędziach pokoju. Tacy sędziowie, wybierani w wyborach powszechnych na szczeblu powiatów, rozstrzygaliby drobne sprawy cywilne i karne.