Jesienią skończy 75 lat. Publikuje rzadziej, w krótszych formach i bez dawnego ciężaru gatunkowego. Czasem daje do zrozumienia, że akceptuje taką kolej rzeczy. Coraz więcej w nim melancholii. W ostatnim półroczu pożegnał Henryka Wujca, Krzysztofa Śliwińskiego, teraz Jana Lityńskiego. W lapidarnych wspomnieniach dzielił się żalem i poczuciem osobistej straty. Tyleż z powodu odchodzących przyjaciół, co demokratycznej i tolerancyjnej Polski, którą z nimi utożsamiał.
Wrogowie i sojusznicy redaktora
Gdyby ta książka ukazała się w czasach, kiedy Adam Michnik zajmował centralne miejsce w polskich sporach, pewnie byłaby większym wydarzeniem. Tyle że wówczas nie było to możliwe. Właśnie z powodu skrajnych ocen, jakie budził.
Nienawidząca go prawica śniła mokry sen o uwikłaniach Michnika w komunizm. Teczki po SB miały pokazać, jak było. Ale jedynie potwierdziły bezkompromisowość i odwagę dawnego opozycjonisty. Zastępczo wyżywano się zatem w niewybrednych pamfletach, które więcej mówiły o ich autorach niż o bohaterze.
Jednak silna polaryzacja usztywniła także sojuszników redaktora. Poczucie, iż jest niesprawiedliwie atakowany, rozbudziło podejrzliwość co do jakichkolwiek prób w miarę niezależnego pisania o życiu Michnika. On sam również dawał do zrozumienia potencjalnym biografom, iż nie życzy sobie grzebania w życiorysie. Być może po prostu nie chciał, aby ktoś niepowołany brał się za jego biografię, która stanowiła integralną część projektu politycznego, nadając mu wiarygodność.
I tak podaż stale nie nadążała za popytem, aż – mniej więcej po aferze Rywina, choć proces trwał kilka lat – aura otaczająca redaktora zaczęła się kurczyć. „Demiurg” Romana Graczyka pod wieloma względami jest zatem pozycją spóźnioną. Odtwarza bowiem dylematy i spory często już minione.