Akurat kiedy media niezależne od władzy podjęły akcję protestu przeciwko próbie dociśnięcia ich podatkiem od reklam, te zależne przystępowały do corocznej akcji hołdowniczej polegającej na honorowaniu prominentów nagrodami. W przypadku klubów „Gazety Polskiej” obyło się bez zaskoczeń, ich Człowiekiem Roku został Jarosław Kaczyński. Co rozumie się samo przez się i nie wymaga większych uzasadnień.
Więcej wyrafinowania okazały „Sieci”, które Człowiekiem Wolności (sic!) obwołały aktualnego prezesowskiego faworyta Daniela Obajtka. Peanom na cześć szefa Orlenu nie było końca, a najsmakowitsze cytaty z gali stały się memami. Poprzeczkę „obciachu” dodatkowo podniósł Michał Karnowski, który z napuszeniem dowodził, że nagroda jego pisma „wyznacza hierarchię i wskazuje kierunki”, „nie można jej kupić, nie można wydreptać”, a laureat musi zasłużyć „pracą dla Polski i odwagą”.
Czytelnika bilanse i strategie koncernu paliwowego ani ziębią, ani grzeją. Ale też nie za to wyróżniono przecież Obajtka. Szef Orlenu zasłużył się Polsce głównie tym, że sprawił przyjemność Kaczyńskiemu. Prezes sam nawet opowiadał, jak bardzo był kontent, kiedy Obajtek wyrwał z niemieckich łap prasowy koncern Polska Press („To jedna z najlepszych wiadomości, jaką usłyszałem w ciągu ostatnich lat”). Teraz tylko czekać, jak odzyskane tytuły same zaczną przyznawać swoje nagrody. W końcu zasłużonych patriotów u nas dostatek.
To ważny element pisowskiej liturgii. Na swój sposób Karnowski miał rację: w klientelistycznym systemie hierarchie są zmienne i warto wiedzieć, komu aktualnie sprzyja najwyższy patron. Ale nagrody są również sygnałem dla płatników z państwowych spółek, że dotychczasowi beneficjenci budżetów reklamowych pozostają lojalni.