Zaczęło się od Jarosława Kaczyńskiego, który tak skomentował przyznanie nagrody Człowieka Wolności 2020 przez tygodnik „Sieci” (czyli najważniejszą papierową tubę propagandową PiS) prezesowi Orlenu Danielowi Obajtkowi: „Jest on nadzieją. Nadzieją nie naszego obozu politycznego, nie jakiejś grupy partykularnej, tylko po prostu Polski”. Ponieważ prezes PiS przez ostatnie lata mocno zdewociał, więc nie zabrakło też wskazania na relacje między panem Obajtkiem a Panem Bogiem: „Ma ogromne możliwości, niezwykłą determinację i coś takiego, co daje Pan Bóg, a co trudno zdefiniować: aurę, która pozwala mu ludzi mobilizować, jednoczyć wokół jakiegoś celu”. Raczej nie chodzi tu o po weberowsku rozumianą charyzmę, lecz o charyzmat, o którym czytamy w 1. Liście do Koryntian. W końcu do wręczenia nagrody doszło na gali, którą zaszczycili trzej wicepremierzy (Kaczyński, Gliński i Sasin), marszałek Sejmu i prezes NBP.
Komentariat polityczny reaguje na to pompowanie pana Obajtka przypuszczeniem, że mamy do czynienia z kreowaniem nowego premiera. Może mieć rację, z tym że bardziej chodzi o przygotowywanie się na polityczną konieczność takiej wymiany niż wdrażanie do realizacji decyzji, która już zapadła. Morawiecki zostanie wymieniony, kiedy się zużyje; dotąd w języku politycznym mówiono o takich premierach jako o „zderzakach”. Dziś bardziej przydatna jest inna samochodowa metafora. Wydaje się, że obecny premier traci przyczepność jak zajeżdżona na łyso opona, która nie bardzo nadaje się do bieżnikowania. A chodzi o utratę przyczepności w dwóch wymiarach: społecznym i czysto partyjno-politycznym.
W wymiarze społecznym Morawieckiego zużywa zarządzanie kryzysem pandemicznym. Jeśli na wiosnę kryzys zacznie się kończyć, to zostaną rozmrożone wszystkie konflikty narosłe wobec niego i niezależnie od niego (kwestia aborcji).