Kraj

Błędy Kaczyńskiego, Zjednoczona Prawica na równi pochyłej

Jarosław Gowin i Jarosław Kaczyński w dniu podpisania tzw. umowy koalicyjnej. 26 września 2020 r. Jarosław Gowin i Jarosław Kaczyński w dniu podpisania tzw. umowy koalicyjnej. 26 września 2020 r. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Humorystyczna afera z dwuwładzą w partii Jarosława Gowina uruchomiła proces nieuchronnie prowadzący do rozpadu tzw. Zjednoczonej Prawicy. Odpowiedzialność ponosi największy wróg Jarosława Kaczyńskiego. Czyli on sam.

Wciąż kotłuje się w Porozumieniu. W piątek kontrolowane przez Jarosława Gowina kierownictwo wykluczyło z partii kolejnych czterech działaczy, którzy opowiedzieli się po stronie Adama Bielana i – co za tym idzie – utrzymaniem dotychczasowej lojalnej (wasalnej?) relacji z PiS. Potwierdzają się zatem nieoficjalne jak do tej pory zapowiedzi stronników Gowina, że Porozumienie nie będzie odtąd w ciemno żyrować wszystkich posunięć Jarosława Kaczyńskiego. Partia ogłosiła, że nie poprze ustawy obciążającej media podatkiem od reklam „w obecnym kształcie”. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż projekt przepadnie.

Konsekwencje nieudanej na razie frondy w Porozumieniu będą jednak znacznie rozleglejsze. Jarosław Gowin został postawiony przez Kaczyńskiego pod ścianą i po prostu nie ma już innego wyjścia, jak tylko wybić się na niepodległość. Pozostając w koalicji na dotychczasowych zasadach, będzie bowiem płacił polityczne koszty rządzenia, zapewne coraz wyższe z każdym miesiącem, bez choćby cienia nadziei na nagrodę w postaci miejsca na listach PiS w następnych wyborach. Nie mając nigdy do końca pewności, czy mściwy prezes nie postanowi rozwiązać umowy przed czasem, w korzystnym dla siebie momencie.

Czytaj też: Nauczka z Węgier. Media krojone metodą salami

Koalicjant na pół gwizdka?

Na razie Gowinowi nie opłaca się palić mostów i całkiem odchodzić z koalicji. Znacznie wygodniej stać się elementem obrotowym na scenie, czymś pomiędzy władzą a opozycją.

Reklama