W zeszłym tygodniu połączone senackie komisje praw człowieka i ustawodawcza przyjęły poprawki do projektu takiej ustawy. 45 senatorów opozycji wniosło go rok temu, a jego „twarzą” jest Bogdan Klich (PO).
To pierwszy tego rodzaju projekt od czasu przejęcia przez PiS władzy w 2015 r., w sprawie którego odbyło się już wysłuchanie publiczne (formalna procedura w Sejmie i Senacie), a także obywatelskie. Wypowiadały się wszystkie zawody prawnicze, organizacje, ruchy pozarządowe i osoby – w tym eksperci – zaangażowane w działania na rzecz praworządności. Zwrócono się o opinie do rozmaitych instytucji, takich jak Ministerstwo Sprawiedliwości, stworzona przez obecną władzę neo-KRS, pierwszy prezes SN, Rzecznik Praw Obywatelskich. Poprawki zaproponowane podczas tych wysłuchań głosowano w zeszłym tygodniu. Zgłaszał je formalnie prowadzący obrady senator niezależny Krzysztof Kwiatkowski.
Projekt stara się unikać niebezpieczeństwa ustanawiania praworządności niepraworządnymi metodami. To możliwe w dużej mierze dzięki zdarzeniom, które miały miejsce od ustanowienia podejrzanych konstytucyjnie neo-KRS oraz Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym.
Jan Woleński: Bezprawie, czyli paliwo rządów PiS
KRS od nowa
Proponuje się więc powołanie nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Rozwiązanie jednej i powołanie innej mogłoby być uznane za powtórkę z PiS (złamanie zasady kadencyjności, rozwiązanie starego organu i powołanie nowego). Jednak dzięki ujawnieniu bezprawia, jakiego dopuściła się władza przy powoływaniu sędziów do neo-KRS, istnieje podstawa prawna do zakwestionowania legalności ich wyboru (skoro łamano prawo, to wybór może być zakwestionowany). Podstawą może być również oczekiwany wiosną wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie skargi Komisji Europejskiej na powołanie Izby Dyscyplinarnej SN. Będzie on też siłą rzeczy odpowiedzią na pytanie, czy neo-KRS jest organem niezależnym.
Propozycja senackiej opozycji to powrót do zasady wyboru sędziów do KRS przez środowisko sędziowskie. Ma się to odbywać w wyborach bezpośrednich i tajnych. Kandydatów mogłaby też zgłosić grupa 2 tys. obywateli, RPO oraz samorządy prawnicze. Przed głosowaniem odbyłoby się publiczne wysłuchanie kandydatów – tak jak kiedyś w wyborach na niezależnego Prokuratora Generalnego.
Projekt przewiduje, że przy KRS powstanie rada społeczna z przedstawicielami samorządów prawniczych, RPO i organizacji pozarządowych, która będzie wydawała niewiążące opinie w sprawie kandydatów. Ten pomysł ma zapewne odpowiedzieć na oczekiwania, aby w mianowaniu sędziów miał swój udział „czynnik społeczny”.
Czytaj też: Bulgocze w neo-KRS. Pieniądze, nielojalność, awanse
Sąd Najwyższy bez neo-Izb
Projekt likwiduje Izbę Dyscyplinarną i Izbę Kontroli Nadzwyczajnej SN. Ich role przejmą – jak dawniej – „stare” izby Sądu Najwyższego. Natomiast skarga nadzwyczajna, pozwalająca weryfikować prawomocne wyroki na 20 lat wstecz, ma być zlikwidowana. Był to rodzaj czwartej instancji i budził wiele wątpliwości ze względu na możliwość nadużyć politycznych i naruszania ważnej zasady pewności prawnej i powagi rzeczy osądzonej.
Dla likwidacji neo-Izb Sądu Najwyższego podstawą może być wyrok TSUE z 19 listopada 2019 r., który otworzył drogę do badania przez polskie sądy prawidłowości powołania sędziów i tego, czy Izba Dyscyplinarna spełnia podane przez europejski trybunał kryteria niezależnego i bezstronnego, wolnego od wpływów politycznych sądu. Podstawą może być także fakt, że obie Izby zostały zawieszone w styczniu zeszłego roku uchwałą trzech połączonych Izb Sądu Najwyższego w ramach wykonania wyroku TSUE. A potem, postanowieniem tymczasowym tego Trybunału, zawieszona została Izba Dyscyplinarna. Poza tym wiosną spodziewany jest wyrok TSUE w sprawie skargi Komisji Europejskiej na postępowania dyscyplinarne (Komisja szykuje już kolejną skargę w tej sprawie).
Wszystkie orzeczenia Izby Dyscyplinarnej – według projektu – z mocy prawa mają zostać uznane za niebyłe. Pozostać w mocy mają natomiast orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej. Ich unieważnienie spowodowałoby dodatkowy chaos prawny, a poza tym Izba orzekła o ważności wyborów: do Parlamentu Europejskiego, parlamentarnych i prezydenckich.
Czytaj też: 13 sędziów wezwanych przez prokuraturę. „Presja i zastraszanie”
Co z neosędziami?
Projekt przewiduje także weryfikację – w ciągu dwóch lat – wszystkich sędziów powołanych z udziałem neo-KRS, bo stanowi, że powołania te „są obarczone istotną wadą prawną związaną z brakiem należytej gwarancji dla ochrony niezależności sądów i niezawisłości sędziów”.
Mechanizm weryfikacji polegać miałby na ponownym rozpatrzeniu powołań każdego sędziego z udziałem stworzonej przez PiS Krajowej Rady Sądownictwa. Jeśli nowo powołana KRS stwierdziłaby, że powołanie nastąpiło „z naruszeniem zasad niezależności sądów i niezawisłości sędziów”, ma to być podstawa do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego oraz wystąpienia do sądu dyscyplinarnego z wnioskiem o rozpoznanie sprawy dyscyplinarnej i wymierzenie kary złożenia z urzędu. Ale nie byłoby to automatyczne.
Zastosowano tu mechanizm bardzo podobny do tego ze słynnej ustawy weryfikacyjnej sędziów z 1998 r. („o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, którzy w latach 1944–1989 sprzeniewierzyli się niezawisłości sędziowskiej”), która obowiązywała w latach 1999–2002. Tyle że tam badano skargi na naruszenie w konkretnych sprawach zasady niezawisłości sędziowskiej i łamanie praw człowieka. Tam też jedyną karą orzekaną przez sąd dyscyplinarny było wydalenie z zawodu. Nie stało się to wobec żadnego sędziego. Tym razem zadanie nie będzie tak skomplikowane. O ile bowiem trudno sędziemu udowodnić, że sprzeniewierzył się niezawisłości, jeśli nie ma dowodów na zewnętrzne wpływy, o tyle zbadanie, czy konkurs przed neo-KRS przebiegł prawidłowo, czy kandydat miał pozytywną opinię Kolegium Sądu, czy miał lepsze kwalifikacje niż jego konkurenci, czy dostarczył potrzebne dokumenty – nie będzie tak problematyczne.
Mechanizm weryfikacji przez sąd dyscyplinarny w ustawie z 1998 r. nigdy nie został formalnie zakwestionowany jako niezgodny z konstytucją. Autorem koncepcji, że weryfikacja sędziów – której domagano się po okresie PRL – powinna być dokonywana przez samych sędziów, bo tylko wtedy nie złamie to zasady trójpodziału władzy i niezawisłości sędziowskiej, jest prof. Adam Strzembosz, pierwszy po 1989 r. pierwszy prezes Sądu Najwyższego. I on jest także autorem tej propozycji w projekcie senackim. RPO prof. Adam Bodnar nie kwestionuje tej koncepcji. W pierwszej wersji projektu proponowano inny mechanizm: neosędzia albo wracałby dobrowolnie na poprzednio zajmowane stanowisko, albo sąd dyscyplinarny orzekałby, że samym wzięciem udziału w niekonstytucyjnej, łamiącej zasadę niezależności i apolityczności procedurze przed neo-KRS popełnił delikt dyscyplinarny, który musi skutkować wydaleniem z zawodu. Ta propozycja została zdyskwalifikowana jako mechaniczna i naruszająca swobodę oceny dowodów.
Wyroki wydane przez negatywnie zweryfikowanych sędziów pozostaną w mocy, chyba że któraś ze stron zechce je zakwestionować.
Wydaje się oczywiste, że projekt nie ma szans na uchwalenie tak długo, jak rządzi PiS i jego koalicjanci. Ale ma on znaczenie nie tylko symboliczne. Przedyskutowany, przemyślany, skonsultowany – będzie gotowym pomysłem, gdy tylko pojawią się warunki do naprawy wymiaru sprawiedliwości i instytucji z nim związanych. Kiedykolwiek miałoby to nastąpić.
Czytaj też: 400 km od domu. Zsyłka niepokornych prokuratorów